Rozdział drugi - Katerine.



   Chmur było coraz więcej. O trzeciej wisiały już, niskie i ciemne, nad budynkami w brytyjskim hrabstwie Wiltshire. Grzmiało coraz głośniej i pewniej; burza zmieniała ziemskich niedowiarków w wierzących. Ogrodnicy odstawili kosiarki. Wniesiono do środka stoliki sprzed obydwóch domów. W stajni dwóch stajennych próbowało uspokoić zalęknione konie, reagujące niespokojnym ruchem na każdy złowróżbny łoskot z niebios. Burza wybuchła o wpół do czwartej, nieoczekiwanie jak huk strzału z colta rewolwerowca, z największą furią. Zaczęła się od deszczu, deszcz szybko zmienił się w grad. Wiatr wiał ze wschodu na zachód, by znienacka całkowicie zmienić kierunek.
   Leżący w swojej sypialni Draco spojrzał w górę rozdrażniony; światła zgasły, cichy szum klimatyzacji ucichł i zamilkł. Szary zmrok spowodowany brakiem elektryczności i ciężkimi, burzowymi chmurami trwał może z pięć sekund - wystarczająco długo, by Draco syknął: "cholera!" i zaczął się zastanawiać, co się stało z awaryjnymi generatorami.
   Wyjrzał przez okno i zobaczył błyskawice uderzające niemal bez przerwy. Oparł swoje zmęczone dłonie o framugę okna, opuszczając głowę w dół. Czuł się zbezczeszczony i splugawiony. Ciało nadal dawało znać o bólu, jaki przechodził przez nie, jeszcze kilka godzin wcześniej. Był ociężały i zmęczony.
   Ostatni raz zaciągnął się bryzą świeżego, nocnego powietrza i wrócił do łóżka. Był tak zmęczony, że wystarczyło kilka sekund a zapadł w głęboki sen, zatapiając się w krainę Morfeusza.
    Sny były straszne. Trapiły go całą noc, nie dając odpocząć pogwałconym myślą.

    Czarne, bezgwiezdne niebo pochłaniało całą powierzchnię małego miasteczka na obrzeżach Londynu. Młody, przystojny mężczyzna ubrany w długą, ciemną szatę, narzucił na głowę kaptur i zniknął - tak nagle, nieoczekiwanie i niezauważalnie. Poza świstem wiatru towarzyszył mu cień, który był odbiciem jego zatraconej duszy. Cień pojawiał się i znikał, był zamglony, niewyraźny i niepewny - był zagubiony. Mężczyzna pojawił się przed wiejskim domostwem, otoczonym wokół białym, drewnianym płotem. Domek był niewielki - typowa szkocka wioska pomyślał. Księżyc wzbił się na samą górę czarnego nieba, świecąc milionem, drogich diamentów. Był panem nocy - niezwyciężony i potężny - nikt nie mógł oślepić go swoim blaskiem, ponieważ ten pochłaniał całą światłość niebiosa i zamykał ją w swoich ramionach. Ktoś mu kiedyś powiedział, by w dniach zwątpienia pomyślał o księżycu, o jego sile i magii, jaką emituje. Ktoś mu powiedział, by stał się księżycem - stał się swoim własnym światłem. Ten ktoś nie miał jednak pojęcia jak bardzo się mylił. Księżyc nie świeci własnym blaskiem, odbija światło słoneczne i daje przymrużoną jasność, temu, kto na niego patrzy. Był potęgą, jednak nie swoją, a czyjąś. Był zamknięty w małym pomieszczeniu i karmiony kłamstwem. Był marionetką słońca i czekał na dzień wyzwolenia - który jeszcze nie nadszedł. Stanął naprzeciw frontowych drzwi prowadzących do wnętrza domu. Z zewnętrznych okien sączyło się pomarańczowe światło, na trawniku odbijały się sylwetki poruszających się w środku ludzi. Podszedł bliżej okiennic i wejrzał przez nie do pokoju. Na starej, podniszczonej kanapie siedział sędziwy staruszek palący cygaro. Obok niego na dywanie leżał czarny, równie stary co właściciel pies, grzejący się w ogniu kominka. W chwili, gdy mężczyzna przyglądał się drzemiącemu wilczurowi, do pomieszczenia wbiegła mała dziewczynka nucąca coś pod nosem. Tuż za nią dreptała jej matka - jak zgadywał, kobieta była niezadowolona z zachowania córki. 
- Harriet, zająłbyś się własną córką. Nie widzisz, że małą ostatnio coś trapi? - kobieta stanęła przy nim i oparła swoje zmęczone dłonie o jego ramiona.
- Eleanor, mówiłem ci już, że ostatnio do niczego nie mam głowy - mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał karcącym wzrokiem na córkę. - Mała świetnie się bawi.
W tej samej chwili dziewczynka przystanęła przy psie i przyglądała się chwilę jego spokojnemu oddechowi. Podkurczyła nóżki, by w następnej chwili usiąść na beżowym dywanie i pogłaskać go po grzbiecie. Pies wygiął się w łuk żądając dodatkowej pieszczoty, fundowanej mu z drobnych rączek ciemnowłosej dziewczynki. 
- A nie zauważyłeś ostatnio czegoś niezwykłego w jej zachowaniu? Może tego, że śpi przy włączonej lampce? - w tej chwili mężczyzna przerwał żonie, podnosząc się z  kanapy.
- Ona ma sześć lat! Chyba ma prawo do spania przy włączonym świetle? - Harriet podniósł głos, nie podobało mu się, że kobieta jest tak nadopiekuńcza i przewrażliwiona na punkcie zachowania Katerine. Kobieta zrównała się z mężem, piorunując go wzrokiem. Jej zielone oczy były pełne wyrzutów względem męża oraz nieodgadnionej troski. 
- Ona już od dwóch lat śpi po ciemku, nawet tego nie mogłeś zauważyć?- Z jej oczu poleciały pierwsze łzy. - Jesteś tak zajęty pracą, że nie zauważasz nawet tak podstawowych rzeczy, jak potrzeby własnej córki! Co znów musiałeś zrobić dla tego cholernego ministerstwa?! - Kobieta nie panowała już nad słowami. Zaczęła wymachiwać rękoma we wszystkie strony, pokazując w tej sposób swoją frustrację.
- Nie przy dziecku, kobieto!- mężczyzna zamaszystym krokiem podszedł do żony i chwycił ją za ramię. - Co ja mogę poradzić na to, że śmierciożercy są coraz bliżej opanowania ministerstwa?
Kobieta pobladła na twarzy, nie chciało jej się wierzyć, że mąż bardziej przejmuje się jakimś zakichanym ministerstwem magii, niż własną rodziną.
- Ucieknijmy - oznajmiła z czystą powagą i położyła wolną dłoń na policzku męża. W jej tęczówkach pojawiły się łzy bezradności. - Nie chcę żyć z myślą, że gdziekolwiek się nie ruszę, za rogiem będą czekać na mnie śmierciożercy, chcąc zabić i mnie i Katerine, ponieważ jej ojciec pracuje po stronie Zakonu. 
    Harriet spojrzał na żonę i mimo obawy, jaka kryła się w jego lodowatym sercu, nie mógł się cofnąć.
- Nie mogę...
    Blond włosy młodzieniec stojący przed domem i przyglądający się całej tej sytuacji, zrozumiał, po co został tu przysłany tej nocy. 
"Masz zabić, wszystkich. Z czystą krwią, nie oszczędzając nawet jednej osoby. Dasz radę, Draco. Wierzę w ciebie." 
    Nie było już odwrotu. Po ciele mężczyzny przeszedł zamaskowany dreszcz. Ruszył w stronę drzwi, a gdy już znalazł się w ich zasięgu nacisnął starą, przerdzewiałą klamkę - drzwi ustąpiły. Powolnym, opanowanym krokiem przeszedł przez próg i skierował się w stronę salonu, gdzie znajdowali się wszyscy domownicy. Jego ruchy były spokojniejsze, niż szelest powietrza, niż nurt powolnej rzeki.
  
Nim Państwo Doreen zorientowali się, że w ich domu jest nieproszony gość, ten znalazł się w progu ich salonu i z wyciągniętą ręką, w której znajdowała się różdżka mierzył w stare małżeństwo. 

    Pan Harriet, gdy tylko zauważył nieprzyjaciela stanął przed żoną, osłaniając ją swoim własnym ciałem. Mała dziewczynka nieświadoma zagrożenia nadal leżała przy zbudzonym ze snu psie.
Ten, zamiast zareagować na obcego mężczyznę położył łeb na kolanach dziewczynki i przyglądał się całej sytuacji z przymrużonymi oczyma. 
- Kim ty do cholery jesteś?! - sędziwy staruszek  krzyczał na młodego mężczyznę wyprowadzony z równowagi. - Wynoś się z mojego domu! Już! - Żywiołowo gestykulował dając do zrozumienia, że nie życzy sobie niezapowiedzianej wizyty. 
    Dracon nadal się nie odezwał, wpatrywał się zamglonym spojrzeniem w małą dziewczynę, która także zaczęła mu się przyglądać. Była taka niewinna, delikatna i niczego nie świadoma. Wbiła swoje niebieskie oczy w jego, świdrując każdą złą myśl, każdą obawę i niepewność. 
- Harriet, zrób coś! On kieruję różdżką w naszą córkę! - Kobieta była przerażona, łzy ciekły po jej bladych policzkach, a głos się łamał, przerażając także jej męża. 
    Wspomniany mężczyzna był zdezorientowany. Dracon, który zakłócał ich spokój stał niewzruszony, opierając się o framugę drzwi. Różdżka nadal sztywno leżała w jego dłoni. Wszyscy byli tak sparaliżowani strachem, że nie ruszyli się z własnych miejsc.
   Eleanor, jako pierwsza odzyskała zdrowy rozsądek, stanęła przez mężczyzną i hardo spojrzała mu w oczy. Nie przeszkadzało jej to, że koniec różdżki wbijał jej się w klatkę piersiową, w tej chwili liczył się tylko ten człowiek, jego spojrzenie - może w nim odnajdzie ludzkie uczucia?

- Zostaw małą...widzę, że jest w tobie dużo dobra.
    To go bolało. Bolało go to, że obca bezwartościowa mugolaczka widziała w nim więcej dobra niż własna rodzina. Widział w jej oczach żywe zainteresowanie swoją osobą. I choć nie wiedział, czy wynikało to z presji czasu, czy natury tej kobiety, łamało mu się serce. Był wściekły, a równocześnie był zawiedziony i przygnębiony.
   W jego głowie nastał istny harmider odczuć i pragnień. Miał ochotę podejść do kobiety i podziękować jej, że chociaż ona dostrzega w nim dobro, które ukrywa się za maską śmierciożercy. Miał ochotę ją przytulić i powiedzieć, że jej słowa są ważniejsze od wszystkich majątków świata. Przypomniał sobie także matkę, którą kochał najbardziej na świecie. Była jego ostoją spokoju, dawała mu odpocząć od wszystkich zmartwień, ponieważ w tym złym świecie tylko na niej mógł polegać. Bolała go tylko jej obojętność to, iż wiedział, że nigdy nie stworzyć tak kochającej się rodziny jak ta, którą właśnie miał zabić. Nie mógł dłużej pozostawać w otchłani swych myśli, ponieważ czas gonił go nieubłaganie. Nie chciał już o tym myśleć, i pozostawać w tym miejscu, nawet minutę dłużej. Pierwszy raz dzisiejszej nocy się odezwał, jednak te słowa nie dawały już nikomu żadnych nadziei.

- Przepraszam - tylko tyle zdołał wydukać, i może wcale by tego nie mówił, ale chciał pokazać kobiecie, że żałuje tego, co robi, że boli go cała obojętność świata.
- Avada Kedavra! - pierwsze zaklęcie pomknęło w stronę Harrieta, który nie spodziewał się tak szybkiej reakcji mężczyzny. Opadł jak kłoda na szklany stół, który rozbił się pod wpływem jego ciężaru. Drobinki szkła wzbiły się w powietrze i szybko opadły kalecząc wszystko wokół. Pies wzbudzony pod wpływem hałasu, zerwał się spod kominka i ruszył w stronę mężczyzny, nie zdążył nawet szczeknąć, gdy również opadł pozbawiony życia.  
    W pomieszczeniu zrobiło się cicho, nikt nie chciał się odezwać. Gdy mała dziewczynka zrozumiała, co się dzieje, podbiegła do mamy i zatopiła twarz pełną łez w jej miedzianych włosach. 
- Nie mogę... - mężczyzną  targały emocje, zaczął się zastanawiać, co sam zrobiłby na miejscu tej kobiety, co zrobiłaby jego matka, jego ojciec? 
- Przezwycięż strach, możesz to zrobić… - kobieta starała się wpłynąć na swojego oprawcę, chciała, by odnalazł w sobie choć trochę dobra. 
    W głowie mężczyzny zaczęły mrugać wszystkie jego złe i dobre wspomnienia. Widział siebie w ekspresie Hogwart, zobaczył jak  w drugiej klasie na meczu quidditcha, rozmawia z Granger, Potterem i Wesleyem. Przypomniał sobie ból złamanego nosa w trzeciej klasie. Widział siebie na balu bożonarodzeniowym w czwartej klasie, widział tańczącego Kruma, Hermione, Cho i Blaise'a. Zobaczył płaczącą Hermionę, gdy Ronald zaczął spotykać się z Brown. Na końcu zobaczył swoją postać w matczynych ramionach, a później ojca składającego hołd Czarnemu Panu. Czemu w jego wspomnieniach tak często pojawiała się postać gryfonki o kasztanowych włosach? Nie chciał teraz się nad tym zastanawiać. 
    "Pamiętaj, masz zadanie, musisz chronić honor rodziny...pamiętaj." 
- Tak bardzo mi przykro. Wiesz, że nie mam wyboru, przepraszam, tak bardzo cię przepraszam...Avada Kedavra!
    Kolejny zielony promień pokonał dzielącą go odległość, i trafił w pierś kobiety, która opadła bez tchu. Jej klatka piersiowa przestała się poruszać, jednak oczy nadal miała otwarte. Wpatrywały się w mężczyznę, jednak nie było w nich złości, tylko żal i smutek. Tej nocy odkrył coś, czego większość ludzi nigdy nie będzie musiała się dowiedzieć: morderstwo, i to z czystą krwią jest grzechem, morderstwo to potępienie (bez wątpienia ciąży na umyśle i duszy sprawcy, nawet jeśli ateiści mają racje i nie ma żadnego życia po śmierci), ale morderstwo to także praca.
   Spojrzał na dziewczynkę, w jej oczach nie było nic, tylko obojętność i pogodzenie się z własnym losem. W tej chwili zaczął zastanawiać się ile mądrości życiowej siedzi w ciele tak młodej osoby. Bo choć ona sama nie rozumiała połowy zdarzeń, jakie odgrywały się w jej życiu, to była światkiem każdego ludzkiego grzechu. Dziecko nie ma prawa do wyrażenia własnej opinii - tak było i będzie, nie ma na to lekarstwa. Jednak dziecko wie więcej, niż mogłoby się nam wydawać. Jest otwarte na wszystkie nowości świata i chłonie je, jak bandaż krew. Można z niego czytać jak z otwartej księgi, lecz są w niej także takie zapisy jakich nie jesteśmy w stanie odczytać, i dopiero gdy dorastamy, uczymy się słów, i poznajemy książkę na nowo. Jest małym światełkiem w ludzkim istnieniu, które daje drogę każdemu zagubionemu. 

- On ci kazał nas zabić?- to pytanie potwierdziło tylko jego przypuszczenia - dzieci są mądrzejsze niż każdy mędrzec tego świata. Dzieci się nie zastanawiają, one pytają, bo są ciekawe świata. A my im odpowiadamy, ponieważ chcemy, by poznały prawdziwe piekło na ziemi, zanim do niego dołączą.
- Tak.
- Zrób to. Wiem, że nie masz wyboru. A ja, będę szczęśliwa. Dołączę do mamy, taty i Timbera. - dziewczynka uśmiechnęła się do oprawcy, i czekała na jego kolejny ruch. Dracon stał jak sparaliżowany, nie mógł wydusić ani jednego słowa, ta dziewczynka zaskakiwała go coraz bardziej. 
- Spotkam się z dziadkiem i babcią , wiesz? - po dłuższej przerwie dodała - Jak masz na imię? - choć z jej oczu płynęły łzy, głos miała opanowany. Draco nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Bił się z własnymi myślami, nie mógł znieść wzroku tej dziewczynki, pełnego ciekawości i entuzjazmu. Teraz zdał sobie sprawę jak człowiek szybko może zwariować. Pogodzić się z własnym losem i z podniesioną głową powitać boga. 
- Draco, jestem Draco - tylko tyle zdołał z siebie wykrztusić, w gardle mu schło, był zdezorientowany i niepewny następnego kroku.
- Ładne imię, Draco. Ja jestem Katerine. 
    "Czysta"
    "Bez skazy" 
    "Niewinna"
    Draco obudził się nad ranem, cały zalany potem. Podniósł się do pozycji siedzącej i przeczesał dłonią swoje mokre włosy. Jego oddech był przyśpieszony a serce łomotało, chcąc się uwolnić. Ten sen uświadomił mu jaki grzech spadł na jego serce. Nadal nie mógł się opanować, przymknął oczy i zaczął się zastanawiać, czy miał jakiś wybór. Odpowiedź przyszła natychmiastowo - nie miał.
Nie miał wyboru, nie mógł sprzeciwić się woli Czarnego Pana. Zostałby zabity bez skrupułów. To go w sumie nie martwiło. Wolałby zginąć i mieć świadomość, że nie doprowadził do czegoś, co ciążyłoby mu na sercu do końca jego dni. Własna śmierć była bardziej humanitarna niż śmierć niewinnych osób i to z własnych rąk. Rąk, które w tym momencie były ubrudzone poczuciem winny i świadomością polanej krwi.
   Jednak w jego życiu była osoba, dla której byłby w stanie zabić lub samemu zginąć, ratując jej życie. Tą osobą była jego matka. Jedyna osoba w jego rodzinie niezhańbiona mrocznym znakiem, jedyna ostoja spokoju, która była z nim zawsze.  Była z nim w każdym złym i dobrym momencie jego życia. Tuliła go do własnej piersi i śpiewała kołysanki na dobranoc. Pomagała w trudnych decyzjach i wspomagała dobrą radą. Teraz także jej potrzebował.
   Podniósł się z łóżka, a swoje ociężałe kroki skierował do łazienki. Wziął szybki prysznic zmywając z siebie koszmar uprzedniej nocy. Jak najszybciej ubrał się i zbiegł po schodach. Gdy stanął przed drzwiami do jej sypialni, zawahał się. Nie chciał jej niepokoić i tak miał świadomość, że mało spała tej nocy, a  łzy z jej oczu za pewnie zmoczyły prześcieradło. Spojrzał na zegarek wiszący tuż za jego głową. Czarne wskazówki sygnalizowały, że do kolejnego spotkania z Czarnym Panem zostało dokładnie pół godziny. O dziewiątej znów będzie musiał spojrzeć w te zimne, czerwone oczy. Zapukał. Z wnętrza pomieszczenia usłyszał ruch, a potem cichy szept tuż za drzwiami.
- Draco?
- Tak, mamo. Możemy porozmawiać?-  sam zdziwił się, że jego głos był opanowany i nie wyrażał niepotrzebnego niepokoju. Drzwi ustąpiły, a na korytarz cienkim strumieniem wlał się błysk wschodzącego słońca - tak, jego matka uwielbiała ciepło, jakie pojawiało się w domu, tuż po jego pierwszych promieniach.
   Wszedł do sypialni swej matki. Nie zdążył rozejrzeć się po pomieszczeniu, gdyż poczuł ciepły dotyk matczynej dłoni na swoich ramionach. Kobieta przytuliła syna, oddając w tej gest wszystkie głębiące się w niej emocje. Przez strach, niepewność, troskę, po miłość i zaufanie. Gdy uścisk zmalał na sile, Draco puścił matkę i usiadł na brzegu jej łóżka. Narcyza poszła w ślad za synem i usiadła obok niego. Chwyciła w swoje szczupłe dłonie, jego zimne ręce i zaczęła mu się przyglądać. Z jego twarzy mogła wyczytać, że równie jak ona miał ciężką noc.
- O czym chcesz rozmawiać?
- Mamo, czy wierzysz w odkupienie grzechów? - spoglądał w oczy matki i widział w nich spokojny ocean, który czeka na sztorm, by zwabić kolejnych nieszczęśliwców.
- Wierzę. Każdy człowiek popełnia grzechy, tylko od nas zależy czy chcemy za te grzechy zapłacić. To prosta wymiana. Gdy twój dzień nadejdzie pójdziesz porozmawiać z Bogiem. I nie, nie będziesz musiał mu ich wyjawiać, on sam je doskonale zna. Usiądziesz z nim jak równy z równym i odsłonisz przed nim najskrytsze sekrety swojego życia, by ten mógł odkupić twoje grzechy. I jeśli zasłużysz sobie, by właśnie one zostały zesłane do piekła- tak się stanie. A ty za dobre serce zostaniesz posłany do nieba. Pamiętaj, synu, Bóg zna cię lepiej niż ty znasz samego siebie. To on wie, co w tobie siedzi, zna każde twoje pragnienie i gdy pokazujesz mu, że chcesz być lepszym człowiekiem, nagradza cię.
- A my, czy my pójdziemy do nieba? - był ciekawy, czy Bóg byłby tak łaskawy, by wymazać jego  grzechy i pozwolić mu spokojnie odejść z tego  świata.
- Ależ tak, Draco, my nie jesteśmy złymi ludźmi. Żyjemy po prostu w złym świecie - uśmiechnęła się do syna i mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Boisz się go? - Narcyza chwilę pomyślała nim odpowiedziała synowi.
- Nie, nie boję się go. Boję się śmierci oraz tego, że ktoś odbierze mojemu jedynemu synowi resztkę człowieczeństwa.
Mężczyzna chwile przyglądał się matce, a potem wstał. Poprawił guziki swej granatowej koszuli. Ta rozmowa mu pomogła. Uwierzył, że jest w nim dobro, tylko trzeba je odnaleźć, a potem dbać o nie jak o najcenniejszy diament.
- Chodźmy na dół. - Znów czekała go chwila upokorzeń, krzywd i niełaski. Ale nie mógł się poddać. Chciał stoczyć tę walkę, by następnie powitać boga i powiedzieć mu, że było warto się zmienić.
    Mężczyzna stał już przy drzwiach i czekał na swoją matkę. Gdy ta do niego podeszła jeszcze raz chwyciła go za rękę i szepnęła:
- Kocham cię, Draco.
- Ja ciebie też, mamo.
    To były ich ostatnie słowa, ostatnie ciepłe spojrzenia. Założyli na twarz maskę obojętności i razem wyszli z pomieszczenia, szykując się na kolejne spotkanie w szeregach zabójcy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Znów was witam o późnej porze. Niestety to najlepszy czas na dokańczanie poszczególnych rozdziałów. Mam nadzieję, że są one w miarę treściwe. Jeśli macie jakieś uwagi- śmiało piszcie!
Z wstępnych planów mogę powiedzieć, że przewiduję postać Hermiony w kolejnym rozdziale, także nie przejmujcie się brakiem jej osoby. Jak już pisałam, nie jest to typowe Dramione. Hermiona to tylko dodatek, jeśli mogę to tak określić. Chcę w tym opowiadaniu pokazać wam ciemną stronę śmierciożerców, choć z innej perspektywy.
Nie będę wam tu za wiele pisać, bo pewnie bym się wygadała.
Życzę miłego czytania!

Komentarze

  1. Świetnie! zaczyna się ciekawie, masz bardzo ładny styl pisania. Czekam na kolejny rodział!

    Pozdrawiam HeKami

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Sorki, że tak późno komentuję :P A tak w ogóle dziękuję za komentarz u mnie :) Dzięki temu mogłam przeczytać coś tak wspaniałego jak to opowiadanie :)
    Bardzo mi się podoba, że piszesz z perspektywy Draco :) Świetnie ukazujesz jego emocję. Nie robisz z niego okrutnego Śmierciożercy ani tchórza, który jest po stronie Voldemorta, bo boi się o siebie. Sprawiasz, że współczuję Draco :)
    Twój styl pisanie jest taki świetny *_* Zazdroszczę Ci :)
    Czekam na next
    Pozdrawiam
    Anna-medium

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym śnie Draco zachowywał się podobnie jak Voldemort u Potterów, ale różni ich to, że Draco żałował. Biedny chłopak tak mi go szkoda... Podoba mi się relacja Draco z Narcyzą :) Lecę dalej!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz