Rozdział siódmy - Intuicja
Brnęli
przed siebie, nie zważając wzajemnie na swoje towarzystwo. Dziewczyna uważnie
oglądała każde zakamarki korytarzy, wnęki przy oknach, czy też wgłębienia za
posągami. Nie chciała niczego przeoczyć, kogoś nie zauważyć. Chłopak szedł za
nią, umysł miał przymglony. Jasne było, że nie chciał brać w tym udziału. Dla
niego całe to 'przedsięwzięcie', nie miało większego sensu. Argus Filch, jako
woźny Hogwartu, miał za zadanie patrolowanie szkolnych korytarzy, zarówno w
dzień jak i po ciszy nocnej. Dlaczego więc, zadanie te, zostało zlecone
także im? Nie miał bladego pojęcia.
- Pośpiesz się! Im szybciej obejdziemy ostatnie dwa korytarze, tym szybciej będę mogła wrócić do dormitorium! - Hermiona znajdowała się już u szczytu marmurowych schodów i rzucała mężczyźnie nienawistne spojrzenie.
- Idę przecież! - Dlaczego dziś wszyscy muszą, doprowadzać mnie do szwedzkiej gorączki? Dracon także zaczął niespiesznie wspinać się po najbliższych stopniach. Każdy jego krok był wymuszony i coraz bardziej leniwy. Mimo to, jego koordynacja była niezachwiana. Będąc już przy ostatnich stopniach, usłyszał stłumiony krzyk. Szybko podniósł wzrok do góry i nie mając nawet sekundy na ocenienie sytuacji, zobaczył dziewczynę, która zachwiała się i teraz leciała w jego kierunku. To był odruch. Zwykły człowieczy gest, który odróżniał ludzi od zwierząt. Zrobił krok w przód i złapał dziewczynę w pasie. Odchylił się lekko do tyłu, ale równie szybko jak ocenił sytuację, równie szybko odzyskał równowagę. Dziewczyna była zdekoncentrowana. Będąc u szczytu schodów, prowadzących na siódme piętro, myślała tylko o ciepłu bijącym z kominka w wieży Gryffindoru. Chciała zakończyć patrol i udać się w przyjemne objęcia dormitorium. Na moment straciła świadomość, zatapiając się w otchłań najbliższych pragnień. Ta chwila wystarczyła, by pośliznęła się na stopniu i z głuchym jękiem upadła w dół. Jej ciało przygotowało się do bólu poharatanych kości i zdartej skóry. Nie była jednak przygotowana na ratunek ze strony ślizgona. Zdziwiło ją jego zachowanie. Dłonie miał szorstkie i dziwnie zimne.
Odzyskali równowagę, a wtedy Draco puścił oniemiałą gryfonkę.
- Dziękuję - wydobyło się z jej ust. Oczy nadal miały w sobie nutkę strachu i niepewności. Jej wzrok utkwiony w Draconie był nieufny.
Ten spojrzał tylko na nią, marszcząc przy okazji brwi. Jego spojrzenie było lodowate, mroziło skórę i zatrzymywało na chwilę dopływ krwi do poszczególnych części ciała.
- Uważaj jak chodzisz - niby prośba, jednak mówiona tonem nieznoszącym sprzeciwu. Syk, wyczuwalny wstręt. Odraza.
Hermiona przymknęła na chwilę oczy, przyzwyczajona do nienawiści chłopaka. Chwilę stała w miejscu, przed nią mrugały ciemne plamki. Nie martwiła się, choć serce nadal biło jej mocniej po przeżyciach sprzed minuty. Leniwie otworzyła powieki i spojrzała przed siebie. Malfoya już tam nie było. Zmrużyła oczy i pogłębiła czujność, by zauważyć jak ciemna szata znika za zakrętem poniższego piętra. Westchnęła i zaczęła zmierzać w stronę portretu Grubej Damy.
- Pośpiesz się! Im szybciej obejdziemy ostatnie dwa korytarze, tym szybciej będę mogła wrócić do dormitorium! - Hermiona znajdowała się już u szczytu marmurowych schodów i rzucała mężczyźnie nienawistne spojrzenie.
- Idę przecież! - Dlaczego dziś wszyscy muszą, doprowadzać mnie do szwedzkiej gorączki? Dracon także zaczął niespiesznie wspinać się po najbliższych stopniach. Każdy jego krok był wymuszony i coraz bardziej leniwy. Mimo to, jego koordynacja była niezachwiana. Będąc już przy ostatnich stopniach, usłyszał stłumiony krzyk. Szybko podniósł wzrok do góry i nie mając nawet sekundy na ocenienie sytuacji, zobaczył dziewczynę, która zachwiała się i teraz leciała w jego kierunku. To był odruch. Zwykły człowieczy gest, który odróżniał ludzi od zwierząt. Zrobił krok w przód i złapał dziewczynę w pasie. Odchylił się lekko do tyłu, ale równie szybko jak ocenił sytuację, równie szybko odzyskał równowagę. Dziewczyna była zdekoncentrowana. Będąc u szczytu schodów, prowadzących na siódme piętro, myślała tylko o ciepłu bijącym z kominka w wieży Gryffindoru. Chciała zakończyć patrol i udać się w przyjemne objęcia dormitorium. Na moment straciła świadomość, zatapiając się w otchłań najbliższych pragnień. Ta chwila wystarczyła, by pośliznęła się na stopniu i z głuchym jękiem upadła w dół. Jej ciało przygotowało się do bólu poharatanych kości i zdartej skóry. Nie była jednak przygotowana na ratunek ze strony ślizgona. Zdziwiło ją jego zachowanie. Dłonie miał szorstkie i dziwnie zimne.
Odzyskali równowagę, a wtedy Draco puścił oniemiałą gryfonkę.
- Dziękuję - wydobyło się z jej ust. Oczy nadal miały w sobie nutkę strachu i niepewności. Jej wzrok utkwiony w Draconie był nieufny.
Ten spojrzał tylko na nią, marszcząc przy okazji brwi. Jego spojrzenie było lodowate, mroziło skórę i zatrzymywało na chwilę dopływ krwi do poszczególnych części ciała.
- Uważaj jak chodzisz - niby prośba, jednak mówiona tonem nieznoszącym sprzeciwu. Syk, wyczuwalny wstręt. Odraza.
Hermiona przymknęła na chwilę oczy, przyzwyczajona do nienawiści chłopaka. Chwilę stała w miejscu, przed nią mrugały ciemne plamki. Nie martwiła się, choć serce nadal biło jej mocniej po przeżyciach sprzed minuty. Leniwie otworzyła powieki i spojrzała przed siebie. Malfoya już tam nie było. Zmrużyła oczy i pogłębiła czujność, by zauważyć jak ciemna szata znika za zakrętem poniższego piętra. Westchnęła i zaczęła zmierzać w stronę portretu Grubej Damy.
***
Draco obrócił się na pięcie i żwawym krokiem zaczął pośpieszać w stronę lochów. Szybko omijał wyższe korytarze, nie odwracał się za siebie, ani nie spoglądał w bok. Śpieszył się na rozmowę z Blaise'm i jak najszybciej chciał znaleźć się w zimnym lochu. Sytuacja z Granger uświadomiła mu, że w chwili obecnej nie może na nikim polegać. Nawet na swoich własnych instynktach. Był oszołomiony zaistniałą sytuacją. Miał za dużo problemów, z którymi sam nie mógł sobie poradzić.
A kto pomoże mu, gdy będzie w niebezpieczeństwie?
A kto będzie chronił innych, gdy on sam, nie będzie świadomy swoich zwierzęcych zachowań?
Kto?
Skoro nawet jego najlepszy przyjaciel, nie miał o tym zielonego pojęcia? Na Severusie nie chciał polegać.
Znów przyśpieszył kroku. Rozejrzał się po korytarzu. Po jego lewej stronie, przez całą długość ściany, przewijały się ogromne, kamienne okna. Wysokie, aż po sufit, wpuszczały na korytarz blask księżyca, oświetlając go niebieskawą poświatą. Po chwili zorientował, że znajduję się na trzecim piętrze, a przed jego oczami, w złotej, ozdabianej ramie drzemie Brutus Scrimgeour. Gdy Draco podszedł bliżej, dało się usłyszeć ciche pomrukiwania portretu. W jeden sekundzie, mężczyzna z obrazu wrzasnął przeraźliwie, po czym otworzył oczy i spojrzał prosto w twarz zdegustowanego chłopaka.
- Przepraszam cię młodzieńcze - zaczął tłumaczyć, jąkając się straszliwie - ale Creaothceann, tak... - zamyślił się - tak, to bardzo przerażający sport, jak dobrze, jak dobrze - powtarzał co chwilę. Draco pomyślał, że musiał być to bardzo dziwny człowiek. Obrócił się, nie zamierzając odpowiadać czarodziejowi z portretu i znów ruszył w stronę wejścia do lochów. Przez ciało chłopaka przeszedł lekki dreszcz zimna, gdy ten znalazł się na upragnionym przez siebie korytarzu. Szybko pokonał dzielącą go odległość i wypowiedział hasło do pokoju wspólnego. Kamienna ściana rozsunęła się, wpuszczając do środka, zagubionego nocnego podróżnika. W pokoju było ciemno, jedynym źródłem światła okazał się zapalony kominek, który mimo buzującego w nim ognia, nie dawał ciepłej poświaty na otaczające go przedmioty. Draco ziewnął ostentacyjnie i wyciągnął przed siebie zmęczone ręce, by móc złapać się za dłonie i przeciągnąć, powodując chwilowe rozluźnienie ciała. Chwycił się za kark i delikatnie zaczął pokręcać głową, powodując strzykanie w kręgosłupie.
- Chyba jesteś zmęczony - męski głos dobiegał zza kanapy, która, na nieszczęście Dracona, była odwrócona tyłem do wejścia. Nie mógł zauważyć więc osoby siedzącej po drugiej stronie, jednak doskonale poznał jej głos.
- Cieszę się, że zaczekałeś Blaise.
- Obiecałem, że na ciebie zaczekam, więc czekałem - Blaise wstał i można było zauważyć, że ma na sobie czarny podkoszulek i szare spodnie od piżamy. Czarnoskóry poczekał, aż przyjaciel podejdzie do kanap i usadowi się na jakimś miejscu i gdy tak się stało, on również opadł na miejsce obok blondyna. Machnięciem różdżki przywołał na stół obok siebie, dwie szklanki z zimną wodą. Gdy Draco to zauważył, powiedział:
- Przyda ci się na ochłonięcie - Blaise spojrzał na niego zdziwiony.
- Mów więc, co jest tak ważnego, że musimy o tym rozmawiać o - tu spojrzał na wielki drewniany zegar, u szczytu zabudowania kominka - dwudziestej trzeciej czterdzieści dziewięć?
- Tylko teraz możemy porozmawiać w osobności i to na spokojnie - odpowiedział i skrzyżował dłonie na kolanach.
- Zaczynam się ciebie bać.
- Mam nadzieję, że nie będziesz musiał - w jego głosie było czuć nutkę żalu i bólu. Bolał go własny los. Wcale się temu nie dziwił.
- Zaczynaj - mruknął Blaise i przetarł dłonią swoje zmęczone oczy.
Draco wyciągnął różdżkę i wyszeptał:
- Salvio hexia.
Chwile milczał, chcąc poukładać wszystkie głębiące się w nim uczucia i lęki. Bał się reakcji przyjaciela, bał się, że ten wystraszy się go i będzie unikał. Bał się, że nie zrozumie tego, lub co gorsza, pomyśli, że Draco sobie z niego żartuje. Przezwyciężył jednak strach, którego w jego życiu i tak było za wiele i zacząć opowiadać Blaise'owi o wydarzeniach, które miały miejsce w Malfoy Manor. Przyjaciel ani razu nie przerwał opowieści chłopaka, wstrzymał się, gdy ten przestawał mówić i czekał, aż odzyska on panowanie nad głosem. Przez cały ten czas ich twarze były bez emocji. Blaise słuchał w skupieniu, a Draco opowiadał wszystko powoli, by nie ominąć ważnych szczegółów. Tylko raz na jego twarzy pojawił się cień jakichkolwiek odczuć. A był to moment, w którym zaczął opowiadać o matce i ojcu. Gdy skończył spojrzał w twarz Blaise. Siedzieli tak jeszcze kilka chwil, aż Draco nie mogąc znieść ciążącej od dłuższego czasu ciszy przemówił. Jego głos był słaby, ale było czuć w nim determinację chłopaka.
- Nic nie powiesz?
Blaise wstał z zajmowanego wcześniej miejsca i zaczął krążyć wokół pokoju.
- Ale to nie może być prawda - jego głos był twardy. Wszystkie dotychczasowe problemy przestały mieć jakikolwiek sens. W tej chwili on nie miał problemów. Jego jedynym zmartwieniem, był Draco. Nie mógł w to wszystko uwierzyć.
-Niestety - chłopak mruknął i kontynuował. - Ja nadal nie mogę przyjąć tego do wiadomości. Jednak zaczyna to do mnie docierać. Szafką zajmę się sam, o to się nie martw. Chciałem cię jednak prosić o pomoc. Nie wiem dokładnie, jak wyglądają takie ataki.
- Też nie chciałbym wiedzieć - mruknął Blaise podchodząc do kanapy, by z ciężkim łoskotem na nią upaść. Chwycił w dłoń szklankę i wypił ją duszkiem.
- Poza Snape’em, jesteś jedyną osobą, która wie o mojej likantropii. Musisz mnie pilnować - kończąc te zdanie, spojrzał w ciemne oczy przyjaciela. - Jeśli nie zapanuje nad swoimi instynktami, musisz mnie zaprowadzić do Wrzeszczącej Chaty.
W tej chwili Blaise przerwał Draconowi:
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Wrzeszcząca Chata jest w Hogsmeade, to trochę za daleko, by na czas uchronić ciebie i innych uczniów, nie uważasz? - Draco cicho parsknął śmiechem, był to wymuszony, zimny śmiech.
- Co cię śmieszy? - ciemnoskóry chłopak zmarszczył brwi i z ukosa spoglądał na twarz przyjaciela.
- Do Wrzeszczącej Chaty można się dostać, przez przejście, ukryte w Wierzbie Bijącej.
- A ty...skąd to wiesz?
- Severus - mruknął od niechcenia i znów wrócił do swego monologu. - Tylko tam będę bezpieczny. Nikt nie może się dowiedzieć.
- A dyrektor wie? - zapytał.
- Nie, Dumbledore nic nie wie i ma się nie dowiedzieć.
- Ale dlaczego? - Blaise nie dawał za wygraną.
- Bo mu nie ufam. On nie może mi pomóc. Poza tym - zamyślił się - jestem dla niego tylko niewychowanym smarkaczem, synem skazanego śmierciożercy. Gdyby się dowiedział, że ja - urwał. Nie musiał tego mówić na głos, już nie chciał. Blaise zrozumiał.
- Pomogę ci - zadeklarował i kiwnął w stronę przyjaciela. - Możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję ci, Blaise. Dziękuję za wszystko. Chodźmy się już położyć, jutro są zajęcia.
- Masz rację. Jutro porozmawiamy.
Chłopcy wstali z wcześniej zajmowanych miejsc, Draco wyciągnął różdżkę i mruknął przeciwzaklęcie. Potem razem udali się w stronę męskich dormitoriów.
Szybko zasnęli, jednak nie był to spokojny sen.
***
Rano, gdy
wszyscy domownicy domu Gryffindora zwlekali się z łóżek, Hermiona już od ponad
godziny była na nogach. Siedziała w Wielkiej Sali, która w tak wczesnych
godzinach, była niemal pusta. Nie spała spokojnie dzisiejszej nocy. Gdy wczoraj
wróciła do pustego dormitorium, zaczęła zastanawiać się nad zachowaniem
ślizgona z szóstego roku. Z początku nie pojmowała, jak ten zakochany w sobie
arystokratyczny dupek Malfoy, mógł jej pomóc, jednak leżąc już w ciepłych
objęciach łóżka, w wieży Gryffindoru, zrozumiała. To są tylko ludzkie
instynkty. Nic więcej. Gdy rano wstała, przestała przejmować się blondynem
o zimno-niebieskich oczach. Do Wielkiej Sali zaczęli wlewać się uczniowie. Gdy
Hermiona kończyła jeść swoją owsiankę, poczuła na sobie ciepłe spojrzenie.
Podniosła głowę w chwili, gdy Harry Potter opadł na ławkę po jej lewej stronie.
Zaraz później odezwał się głos za nią.
- Cześć, Hermiono! - Ron posłał jej uśmiech pełen sympatii i zaczął nakładać na talerz, trochę tłuczonej jajecznicy.
- Cześć, chłopcy! - mruknęła i wróciła do czytana lektury. Harry i Ron spojrzeli na siebie, jeden z nich pokręcił głową i wrócił do wcześniej poczętej czynności.
- Cześć, Hermiono! - Ron posłał jej uśmiech pełen sympatii i zaczął nakładać na talerz, trochę tłuczonej jajecznicy.
- Cześć, chłopcy! - mruknęła i wróciła do czytana lektury. Harry i Ron spojrzeli na siebie, jeden z nich pokręcił głową i wrócił do wcześniej poczętej czynności.
***
Draco nie zjawił się na śniadaniu. Wstał trochę później niż jego współlokatorzy i udał się w stronę łazienki. Odbicie jego twarzy w dużym, srebrzystym lustrze, było zamglone i niewyraźne. Podkrążone oczy, sine wargi. Przymknął powieki i przeklinał w duchu wszystko, co ostatnimi czasy, działo się w jego szesnastoletnim życiu.
"Weź się w garść, jesteś silny."
"Nie jestem."
"Twoja matka chce byś był silny."
"Wiem."
Opukał twarz zimną wodą, wziął lodowaty prysznic i udał się w stronę siódmego piętra.
***
Trzy razy
przeszedł przez kamienną ścianę, myśląc o miejscu, w którym wszystko jest
ukryte. Wiedział czego szukał. Wiedział gdzie chcę się znaleźć. Przed nim,
zaczęły materializować się wielkie, drewniane wrota. Po chwili były już całkiem
namacalne. Dotknął klamki i szybko znalazł się w środku pomieszczenia. Drzwi za
nim zniknęły. Znalazł się w sali, długiej i szerokiej na kilka arów. Wszędzie
gdzie nie spojrzał, widać było stosy piętrzących się starych mebli. Szafki,
komody, pełno starych, zakurzonych ksiąg i figurek. Przeszedł wzdłuż pierwszego
regału, oddalając się coraz bardziej od wejścia. Zapach kurzu zatykał mu
nozdrza i powodował zduszony kaszel. Wyciągnął różdżkę a jej koniec skierował
na własną twarz, szepnął:
- Anapneo. - Tak o wiele lepiej, pomyślał i schował swój magiczny atrybut, w lewej kieszeni szkolnej szaty.
Przeszedł jeszcze dwa regały i znalazł się w samym centrum pomieszczenia. Po lewej stronie jego ciała znajdowała się stara, nieużywana od lat szafa. Wiedział, że znalazł cel swej podróży. Podszedł do niej powolnym krokiem i wyciągnął przed siebie dłoń, by móc dotknąć jej zdobionych drzwiczek. Wtedy usłyszał ciche pytanie, wydobywające się tuż zza swoich pleców.
- Malfoy?
- Anapneo. - Tak o wiele lepiej, pomyślał i schował swój magiczny atrybut, w lewej kieszeni szkolnej szaty.
Przeszedł jeszcze dwa regały i znalazł się w samym centrum pomieszczenia. Po lewej stronie jego ciała znajdowała się stara, nieużywana od lat szafa. Wiedział, że znalazł cel swej podróży. Podszedł do niej powolnym krokiem i wyciągnął przed siebie dłoń, by móc dotknąć jej zdobionych drzwiczek. Wtedy usłyszał ciche pytanie, wydobywające się tuż zza swoich pleców.
- Malfoy?
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział!
Wyświetlenia i komentarze dają wielką motywację!
Może, uda mi się jeszcze coś napisać w tym tygodniu.
Mam nadzieję, że akcja powoli się rozkręca. Hermiona ma coraz więcej podejrzeń, a Draco coraz więcej piętrzących się problemów. Co z tego wyniknie? Cóż, dowiemy się już niedługo.
Chcę wam bardzo podziękować za miłe komentarze i coraz większą liczbę wyświetleń.
Życzę wam miłego dnia!
Kolejny rozdział!
Wyświetlenia i komentarze dają wielką motywację!
Może, uda mi się jeszcze coś napisać w tym tygodniu.
Mam nadzieję, że akcja powoli się rozkręca. Hermiona ma coraz więcej podejrzeń, a Draco coraz więcej piętrzących się problemów. Co z tego wyniknie? Cóż, dowiemy się już niedługo.
Chcę wam bardzo podziękować za miłe komentarze i coraz większą liczbę wyświetleń.
Życzę wam miłego dnia!
Bardzo fajny rozdział :) ten moment kiedy Draco złapał Hermionę był taki uroczy ;) dobrze, że Draco powiedział o wszystkim Blaise'owi pomoc przyjaciela mu się przyda
OdpowiedzUsuńKońcówka intrygująca hmm czyżby usłyszał Hermionę?
Czekam na next! Życzę weny ;)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Cudowny rozdział ❤
OdpowiedzUsuńBardzo dużo się dzieje... Cieszę się że Draco powiedział o wszytkim Blaise'owi. Trochę trudno byłoby mu borykać się z tym wszystkim samemu. Na początku zdziwiłam się trochę, że Draco nie chce zaufać Dumbledorowi... A potem przeczytałam jego tłumaczenie i przypomniałam sobie, że on ma go zabić... Ale Twoje tłumaczenie także jest bardzo trafne, ja bym na to nie wpadła! :)
Bardzo podobał mi się moment, kiedy Draco złapał Hermionę... To było takie kochane... ❤
Świetny rozdział, czekam na nexta ❤ :D *---*
Pozdrawiam serdecznie i życzę morza weny!
Feltson
accio-love-dramione.blogspot.com