Rozdział dziesiąty - Pomieszanie zmysłów


Rozdzierający jak tygrysa pazur antylopy plecy jest obłęd człowieczy.



- Powtarzam, co ty w sobie skrywasz, Granger? - Draco stał kilka metrów od jeziora i przyglądał się jego tafli, która ciemniała z każdym słowem. Zanim Hermiona zdolna do odpowiedzi, obróciła się twarzą w stronę Dracona, ciemność zdążyła pochłonąć już całą przestrzeń wokół. Stali teraz pośród czarnej nocy, która otulała ich ciała i skrywała wszystkie tajemnice.
- Od kiedy to cię interesuje? - hardo spoglądała mu w oczy, pokaż co w tobie siedzi, Malfoy. Te i inne myśli plątały się w jej głowie, jednak tym razem bez chęci wydostania się na zewnątrz. Jej bursztynowe tęczówki przewiercały się do jego umysły, chcąc odkryć wszystkie niewytłumaczalne, niezbadane tajemnice. Miała nikłą nadzieję, że w jego oczach zobaczy coś, co pozwoli uwierzyć w jego czyste sumienie.
- Od momentu, w którym jakaś nieznośna dziewczyna, zaczęła wtrącać się w moje życie.
Cisza, która nastała otulała drzewa, wodę, trawę, a nawet cienie, nadal ukryte w głębi podświadomości. Hermiona pokręciła głową z dezaprobatą i odwróciła się od Dracona, po czym przysiadła przy brzegu jeziora.
- Jesteś tak tajemniczy... - zaczęła jakby od niechcenia rozmyślać o chłopaku, dobrze czując jego ciągłą obecność - nikt nie może cię rozgryźć...
- I nikt tego nie uczyni. Nie martw się.
- Jesteś pewny? - obróciła głowę w jego stronę, podnosząc z zaciekawieniem brwi.
- Dobrze się ukrywam.
- Chyba nie wiesz, z kim masz do czynienia? - uśmiechnęła się do niego, a jej głos był pełen ciekawości.
- Z wścibską, nieznośną Granger, która nie chcę dać mi spokoju?
- Także, ale nie zapominaj, że jestem podobno również najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Revenclaw.
- Do czego dążysz? - Nadal stał kilka metrów za nią i przyglądał się całej scenerii. Jej wyprostowana postawa nie świadczyła niczego dobrego.
- Zmieniłeś się...zmieniłeś się od czasu piątej klasy. - Czy to możliwe, że odkryła jego sekrety?
- O czym ty pieprzysz? - przełknął głośno ślinę. Stresował się choć nie chciał tego okazywać.
- Jesteś blady, zmęczony, ciągle znikasz. Nie pojawiasz się na śniadaniach, kolacjach...na zajęciach też rzadko cię widuję.
- Śledzisz mnie? - Nie czuł się pewnie w jej towarzystwie, dlatego postanowił nie robić żadnych gwałtownych ruchów. Wiedział, że nawet najmniejsza zmiana na jego twarzy, może być dla niej kolejnym dowodem jego winy. Wolał trzymać się na uboczu i obserwować wszystkie jej reakcje. A jeśli naprawdę coś wie? Jak wielu informacji o nim się domyśla?
- To tylko ogólne obserwacje. Trudno byłoby cię przeoczyć. Już nie masz w sobie tego błysku. Jesteś cichy, odizolowany. Ukrywasz się.
- Coś jeszcze? Nie wiem, czy mam ochotę zostać w tym miejscu nawet chwilę dłużej.
- Dopiero zaczęłam, więc proszę nie przerywaj mi - wstała z trawy i spojrzała w twarz Dracona. Jego oczy były zimne i nieustępliwe. Podobnie jak cała postawa. Dzieliło ich kilka metrów,  mówili cicho, czasem szeptali, jednak nadal doskonale się słyszeli, byli tu w końcu sami. Tylko oni, a wokół nich pochłaniająca wszystko ciemność. - Odkąd znów cię ujrzałam, po długiej przerwie, ani razu z twych ust nie wydobyły się te straszne słowa. Gdzie podziała się szlama? Co z nią zrobiłeś?
- Dojrzałem.
- Nie wierzę, by to było jedynym powodem. Ludzie, a w szczególności ludzie tacy jak ty, nie zmieniają się tak szybko. Czyżbyś przestał wierzyć w poglądy i idee jakimi kierowałeś się przez większość życia?
- Nie ubliżaj mi, Granger. To nie twoja sprawa. Dlaczego musisz być tak nieznośna, wścibska, niepohamowana? Nie odpuścisz, prawda?
- Mówię prawdę. Malfoy jakiego znam nie oszczędziłby mi krzywd.
- Widocznie nie znasz się na ludziach. - cicho parsknął śmiechem. Granger także zaczęła go intrygować, jej nachalność była irytująca. Dziewczyna zrobiła krok w stronę chłopaka, była coraz bliżej. Gdy poczuła jego obecność, ciepło jego ciała, podniosła wzrok. Spojrzała na niego swoimi bursztynowymi oczami, w których nie było kpiny, nieszczerych intencji. W jej oczach czuł czyste zainteresowanie i chęć pomocy.
- Daj sobie pomóc.
- Czy ty nie rozumiesz, że nie ma na tym świecie osoby, która mogłaby mi pomóc? Jestem w tym sam i tak już pozostanie.
- Czyli przyznajesz się, że masz problem, że potrzebujesz pomocy?
- Nie łap mnie za słówka.
- Jestem coraz bliżej prawdy, jeszcze chwila, a sam mi ją ujawnisz.
- Mylisz się, Granger.  - Obrócił się z zamiarem odejścia z tego miejsca jak najszybciej. Ta dziewczyna nie powinna wtrącać się w jego życie. Obydwie strony mają za dużo do stracenia. Nie warto.
- Znam twoją tajemnicę - zatrzymał się jak oparzony i zwrócił twarzą do Hermiony. Jego oczy były zimne, pełne złości i gniewu. W dwóch krokach znalazł się przy dziewczynie, złapał za jej drobną szyję i przygwoździł do pnia drzewa. Stał dokładnie przy niej, czuł jej ciepło, jej ciało. Przestał panować nad zwierzęcymi odruchami. Było coraz bliżej pełni, a jego instynkty z dnia na dzień coraz bardziej wyostrzały się. Nie był sobą. Bał się. Był w amoku. Nie ufał jej. Była wrogiem, a wrogów trzeba eliminować, są zagrożeniem. A może coś zaczęło się zmieniać?
    Dziewczyna zaczęła tracić powietrze. Stalowy, mocarny uścisk na jej szyi tworzył sine pręgi. Szorstka struktura konara podrażniała jej szyję i powodowała krwawe zatarcia, oraz głębsze rany.  Jego uścisk nie ulżył, ale także nie przybrał na silę. W jego oczach widoczny był obłęd. Nie panował nad swoim zachowaniem. Oczy Hermiony napełniły się łzami, które zaczęły spływać po jej czerwonych policzkach. Dyszała i próbowała nabrać powietrza. Lewa dłoń znajdowała się pod uściskiem jego wolnej ręki. Miażdżył ją. Ściskał jej palce, przerywając dopływ krwi. Jego obłęd ogarnął nie tylko ciało, ale także umysł. Zaczęła tracić nadzieję. Obłędu nie da się wypędzić. Nie wiedziała jak na to zareaguje, musiała jednak spróbować, to była jej ostatnia deska ratunku. Jego uścisk był mocny, dominujący i coraz bardziej niebezpieczny. Podniosła prawą dłoń, która jako jedyna nie znajdowała się pod ścisłą kontrolą ślizgona i przyłożyła ją w miejscu, w którym Draco tracił panowanie. Jej dłoń dotknęła jego białych palców, które ściskały jej szyję. Kciukiem zaczęła delikatnie ściskać jego dłoń. Uścisk zaczął maleć na silę, jednak nadal nie ustępował. Podniosła wzrok i spojrzała w jego zamglone oczy. Dostrzegł jej łzy, ból jaki jej sprawił choć nie chciał. Nie zapanował nad sobą. Nieważne kim była, nie chciał krzywdzić ludzi nawet tych, których nienawidził. Puścił ją i poczuł jak jej ciało upada. Dyszała ciężko i trzymała się za gardło, nie mogąc powiedzieć ani jednego słowa. Zaczęła kaszleć i pluć krwią.  Nastała cisza, zabierająca wszystko wokół. Nie chciał jej oglądać, nie umiał także przeprosić. Uciekł więc. Uciekł nie oglądając się za siebie. Był tchórzem. Pierwszy raz wyczuł to tak namacalnie. Oddalił się, pozostawiając ją, leżącą na mokrej trawie.  Biegł ile sił w nogach, a pierwsze ciężkie oddechy zaczęły się już w zaciszu własnego dormitorium.


***

   Nie miała do niego pretensji. Widziała w jego oczach obłęd, był w amoku. Nie kontrolował własnych ruchów, gestów. A później uciekł, jak zwykle. To kolejne szczegóły, udowadniające jego winę. Już jutro będzie mogła przekonać się, czy jej przypuszczenia są słuszne.
Gdy uspokoiła oddech, podniosła się z klęczek i ręką odgarnęła opadające na twarz włosy, teraz brudne i zakrwawione. Głowa bolała ją niemiłosiernie od upadku, a gardło paliło od dotyku. Nie czuła się najlepiej, wszystko zaczęło wirować, a ona modliła się o szybkie dojście do dormitorium. Gdy znalazła się przed portretem Grubej Damy, zawahała się.  A co, jeśli nie wszyscy jeszcze śpią? Co powiedzą, gdy zobaczą ją w tym stanie?  Nie miała jednak wyboru, musiała zaryzykować.

- Semolina - kobieta z obrazu spojrzała na Hermionę krytycznie, po czym udostępniła jej przejście.
Nie usłyszała żadnych odgłosów dochodzących z pokoju wspólnego, na tle mahoniowej podłogi nie odbijały się żadne ruchy. Zaryzykowała. Przeszła przez niedługi korytarz i znalazła się w pustym już pomieszczeniu. Odetchnęła głęboko i zaczęła skradać się w stronę dziewczęcego dormitorium. Bezszelestnie otworzyła drzwi i szepnęła:
- Lumos - z jej różdżki wydobyła się jasna, lekko niebieskawa poświata, która oświetliła pomieszczenie. Wszystkie łóżka były zaścielone. Ruszyła w stronę łazienki, a gdy się w niej znalazła, zgasiła światło w różdżce i zapaliła lampę naftową znajdującą się na ścianie. Jej promienie były cieplejsze i wyraźniejsze.
Podeszła do lustra i powoli zaczęła ściągać z siebie brudne warstwy ubrań. Pozbyła się podartego swetra, zostając w samej bokserce. Zdjęła spodnie i skarpetki. Przez jej nogi przeszedł dreszcz, gdy bose stopy dotknęły zimnych płytek łazienki.
Podniosła różdżkę na wysokości głowy - Enervate - wyszeptała, a z magicznego patyka wydobyła się biała smuga dymu, która wszczepiła się w jej głowę uśmierzając ból. Rany zniknęły, a dziewczyna mogła udać się w otchłań spokojnego snu.


***

   Znów nie pojawił się na śniadaniu, nie uczestniczył także w większości zajęć. Chował się po kątach, uciekał. Chciał ją przeprosić nie za krzywdę,  lecz zachowanie. Wiedział, że gdyby nie amok, do niczego złego by nie doszło. To była wyłącznie jego wina. Wina jego opętanej odmienności.  Dziś nadszedł dzień, którego się obawiał. A jego lęki nasiliły się po wczorajszej konfrontacji z gryfonką.
A jeśli będzie na tyle nierozsądna i spróbuje go odnaleźć dzisiejszej nocy? Jeśli jej się uda? Zapanuje nad sobą? Czy on, Dracon Malfoy, będzie w stanie nad sobą zapanować?
Nie może jej dotknąć, jeśli jej się coś stanie, wszyscy się dowiedzą. A wiedza niesie za sobą wiarę. Jeśli będą wiedzieć, uwierzą. Uwierzą w jego winę. Ich wiedza będzie się rozrastać, dominować. W końcu dowiedzą się całej prawdy. Jego tajemnice były zbyt cenne.
Gdy nie pojawiał się na zajęciach, przesiadywał w pokoju życzeń. Siedział i myślał. A jego myśli powstydziłby się nawet sam Voldemort. Chciał uciec, poddać się, stchórzyć, ale nie mógł. Musiał spełnić żądania tego potwora, musiał ocalić swoją rodzinę, siebie. Jego pozycja była bardzo niekorzystna. 


***

   Kolejny dzień zaczął się kończyć. Słońce zachodziło, oświetlając jeszcze ciepłą poświatą błonia, jezioro, wieże zamku.  Blaise czekał na przyjaciela. Obiecał mu pomóc i dotrzyma słowa. Stresował się, mimo, iż znał Dracona wiele lat, bał się, że ten może nie zapanować nad swoimi instynktami, co w rezultacie może pozbawić go życia. Nie wiedział czy był gotowy do takich poświęceń. W końcu postanowił zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę i zagrać w nową rozgrywkę.
Draco pojawił się po paru minutach. Był jeszcze bledszy niż zazwyczaj, oczy miał podkrążone, a białka czerwone. Żyłki pękały i tworzyły małe, krwawe plamy wokół jego stalowych tęczówek.  Mimo to stał wyprostowany i gotowy do działania. Miał plan. Kolejny plan, który powinien się udać.
- Witaj.
- Cześć. Musimy się śpieszyć, księżyc niedługo wstąpi na niebo - jego głos był okryty chrypką i zmęczeniem. To wykańczało go od środka.
- W takim razie prowadź - Blaise gestem dłoni pokazał Draconowi wyjście z zamku i uśmiechnął się do niego lekko, chcąc dodać otuchy. Ten zmierzył go nienawistnym spojrzeniem i ruszył przed siebie.   
   Gdy znalazł się poza murami zamku przeszedł go dreszcz. Wieczór był bezchmurny i spokojny. Ostatnie promienie zachodzącego słońca kładły się krwawym kobiercem wśród długich cieni. Nawet Zakazany Las umilkł na tę noc, a wszystko co w nim żyło postanowiło się nie ujawniać, nie dziś. Zszedł z marmurowych schodów i ruszył w stronę Wierzby Bijącej. Drzewo również wydawało się spać. Nie poruszało się. Jedynym odgłosem życia dzisiejszej nocy, były oddechy chłopaków i cichy szelest wiatru. Wszystko jakby umarło, udało się w wieczny sen.
    Przejście przez dziurę w drzewie zajęło im niespełna pięć minut. Starali się nie narobić hałasu,  bez trudu przeszli przez wijące się delikatnie mocarne gałęzie. Draco wgramolił się pierwszy; przeczołgał się kilka stop głową naprzód i nagle ześlizgnął po wilgotnej ziemi na dno bardzo niskiego tunelu.
Po chwili po jego lewej stronie wylądował Blaise. W ciszy przemierzali niski korytarz, prowadzący do Wrzeszczącej Chaty. Zgięci prawie w pół, posuwali się tak szybko, jak tylko zdołali.Chwytali rozpaczliwie powietrze i biegli, biegli, zgięci w pół, czując ból w krzyżu i płucach. Gdy chłopak zaczął myśleć, że droga ta nie ma końca,tunel zaczął się podnosić. Ujrzał przed sobą małe drzwi, które z każdym kolejnym krokiem powiększały się. Znów przyśpieszył i głośno wypuścił powietrze. Gdy był już przy drzwiach,  szarpnął za starą, zardzewiałą klamkę. Opadła i wpuściła przybyszy do środka. Draco rozejrzał się. Jego spojrzenie padło na stojące blisko nich drewniane krzesło. Wyglądało, jakby ktoś tłukł nim o ścianę; jedna noga była wyłamana i leżała nieopodal. Wrzeszcząca Chata była dość małym, nieprzyjemnym pomieszczeniem. Stare meble pokryte były kurzem i pajęczynami. Fortepian został roztrzaskany, podobnie jak większość przedmiotów w tym pomieszczeniu.  Jednak mimo wszystkiego, teraz był bezpieczny. Mógł przeczekać tak całą noc.
- To co robimy? - Blaise stanął nieopodal przyjaciela i podobnie jak on zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
- Czekamy.
- Na co?
- A ja wiem? Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nie wiem, czego się spodziewać - Draco spojrzał na przyjaciela, po czym wyciągnął różdżkę i mruknął - Chłoszczyść - kurz znikł, a wtedy chłopak mógł usiąść w jednym z starych, bujanych foteli.
Minęło kilka minut, a Blaise nadal nie mógł przyzwyczaić się do zaistniałej sytuacji. Stał ciągle w tym samym miejscu i obserwował twarz Malfoya, czekając na jakiekolwiek widoczne zmiany, które miały nastąpić.
- Możesz przestać się we mnie wpatrywać? To trochę niepokojące - Draco posłał mu spojrzenie spod byka i wstał. Zaczął przechadzać się po pomieszczeniu czekając na jakąkolwiek zmianę. Nagle drzwi skrzypnęły i zaczęły się otwierać. Draco i Blaise wyciągnęli różdżki szykując się do ataku. Byli zaniepokojeni. Kto wpadłby na pomysł wkradania się do Wrzeszczącej Chaty? Ależ oczywiście!  Draco olśniło, zaśmiał się krótko i opuścił różdżkę.
- To Granger - zwrócił się do Blaise’a i czekał, aż dziewczyna wejdzie do pomieszczenia.
- Znów mnie śledzisz? - jego głos był ostry jak sztylet, pluł jadem. Granger zaczęła go irytować jeszcze bardziej niż zwykle. Dziewczyna nie zmieszała się, tylko spojrzała w oczy chłopaka.
- Nie musisz przepraszać.
- Nie miałem zamiaru. - Obydwoje wiedzieli, że nie powinni wracać do tego. To zbyt bolesne i to dla każdej ze stron.
- I bardzo dobrze.
- Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz? Dla własnego bezpieczeństwa, radziłbym ci stąd wyjść.
- Wiem o wszystkim. Daj sobie pomóc.
- Nie wyprowadź mnie z równowagi, to się dobrze nie skończy, wiesz o tym - mierzyli się spojrzeniami, żadne z nich nie chciało zaprzestać. Stali pewni siebie, czekając na kolejny ruch przeciwnika. Dwa przeciwieństwa, rozpalające się nawzajem. - Musisz się uspokoić. Pomogę ci przez to przejść.
- Cholera! - Draco zaczął tracić panowanie nad sobą. - Jaki masz w tym wszystkim cel? Wytłumacz mi, dlaczego tak bardzo obchodzi cię moje życie!
- Bo nie jestem potworem! - wybuchnęła. Jej krzyk unosił się w powietrzu jeszcze chwilę, aż w końcu w całości opadł. W pomieszczeniu nastała cisza.
- Za to ja jestem! Takie są fakty i nikt nie jest w stanie temu zaprzeczyć! Potwory
 przeszłości zawsze będą mnie nawiedzać. Nie wygrasz z nimi.
- Zawsze warto jest spróbować.
- Na prawdę, Granger, radziłbym ci stąd wyjść. - Blaise stał nieopodal i obserwował reakcję Malfoya na każde następne słowa gryfonki. Przeczuwał, że początek zbliżał się nieubłaganie. Mimo cichej natury Malfoya, był on wybuchowy i nieobliczalny.
Przez małe okienko znajdujące się w pomieszczeniu, wpadła wiązka jasnego światła, a na ziemi pojawiły się długie cienie. Całą grupę skąpało blade światło.
    Hermiona widziała sylwetkę Dracona, który na chwilę zesztywniał, a potem zaczął cały dygotać.
Rozległo się ohydne warczenie. Głowa Malfoya zaczęła się wydłużać. Ramiona zawisły. Gęste włosy wyrastały na twarzy i dłoniach, które zakrzywiły się w zakończone pazurami łapy. Wyprostował się nagle, w całej swej okazałości, potężny olbrzym o ciele wilkołaka zawył. Rozwarł swoją paszczę, ukazując żółte, brudne zębiska. Ślina otulała jego twarz i sierść, po czym skapywała na zakurzoną podłogę.
    Blaise i Hermiona cofnęli się przerażeni. Chłopak stał, osłupiały z przerażenia, zbyt pochłonięty nowym widokiem, by zareagować w jakikolwiek racjonalny sposób. Jego oddech był płytki i nierówny. Dziewczyna także się przeraziła. Zapomniała już jakie konsekwencje wiążą się z tą przypadłością. Jej źrenice powiększyły się niebezpiecznie, a w oczach pojawiły się łzy. Widok zniszczonego Dracona, bezradnego chłopca, który powoli zatapia się w otchłań koszmarów i nocnych lęków będzie nawiedzać ją jeszcze przez wiele nocy. Musiała zacząć działać. Tylko ona zdawała się wiedzieć jak mu pomóc. By ratować jego życie, musiała odpędzić od siebie strach i niepewność. Strach to przecież tylko maska. Można szybko ją usunąć. Gdy jesteś silny, poczucie samotności traci na mocy, kurczy się i znika - bezpowrotnie. 


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział!
Nie rozszarpcie mnie, proszę.


Komentarze

  1. łohoho! Co za akcja! Nie podejrzewałam Hermiony o aż taką odwagę. Domyśliłam się, że pójdzie za chłopakami, tylko ciekawe jak to się skończy!
    Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  2. Och to taka typowa Hermiona. Mówi, że źle robią źle, a sama idzie w nieznane. Świetnie :) Czekam na więcej!

    Pozdrawiam
    Nilkrokusy :)
    http://dzikie-pochlebstwa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczny rozdział! Jestem ciekawa czy Draco zaufa Hermionie i Gryfonka mu pomoże... Czekam na next ♡
    www.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
    Pozdrawiam #Hedwiga

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny rozdział! Jestem ciekawa czy Draco zaufa Hermionie i Gryfonka mu pomoże... Czekam na next ♡
    www.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
    Pozdrawiam #Hedwiga

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiesz, jak czekałam na ten rozdział. Jeśli mam być szczera, to jest on najlepszy, jakie miałam okazję czytać na tym blogu. Po prostu jestem zakochana i tyle ❤ Dobrze wiedziałaś, że czekałam na przemianę Draco (nieraz o tym wspominałam) i nie zawiodłam się ❤
    Przestraszyłam się trochę w momencie, kiedy Draco prawie udusił Hermionę. Na szczęście go opamiętałaś...
    Nie wiem czemu, ale postępowanie Hermiony jest takie... bardzo jej. Ona zawsze chciała pomóc i podkreślasz to. To mi się podoba :)
    Ogólnie rzecz biorąc, kocham ten rozdział. Nie, nie zamierzam cię dusić.
    Czekam na kolejny ❤
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Feltson
    accio-love-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Twój blog jest wspaniały! Nominowałam Cię do LBA. Szczegóły u mnie https://malfoyrose.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz