Rozdział jedenasty - Ogień




"Wszyscy zostaliśmy sprowadzeni na świat z jakiegoś powodu i musimy sobie zadać pytanie, dlaczego tak się stało. I mieć nadzieję, że poznamy odpowiedź."


   Po ucieczce od jednego ognia spodziewała się kolejnego. Zbliżającym się płomieniom przyglądała się bez lęku. Ogień był jedynie światłem i ciepłem, a każdy potrzebuje w życiu ciepła i szuka światła. Nie mogła więc bać się tego, czego potrzebowała i czego szukała.
   Był czymś na pozór zwykłym i niepotrzebnym w jej życiu. Był jak zamknięta, karmazynowa skrzynia pełna skarbów i tajemnic. Zakopana gdzieś pośród piasków pustyni, gorących od pięknego, afrykańskiego słońca. Samotny skarb, który nie został jeszcze odkryty. Żeby nie widzieć jak błogosławieństwo stępuje z nieba, klucz do jego wnętrza został zabrany i ukryty. Ukryty gdzieś w nim, w głębi jego podświadomości, lęków i pragnień. By odnaleźć klucz, trzeba było zmierzyć się z wszystkimi przeciwieństwami losu. Jednak, kto nie spróbuje, nigdy nie dowie się, co może stracić. Warto przekopać się przez kontrasty własnych doświadczeń, by pomóc zrozumieć mu znaczenie dobra i zła. Dwie skrajności, które zlewają się z sobą i tworzą mętlik w jego głowie. Jedną, wielką burzę, nad którą sam nie umie zapanować.
   Ona chciała stać się jego ogniem.
   Światłem w jego mrocznym życiu i ciepłem w zimnym sercu. Jeszcze tego nie rozumiała, nie pojmowała, czym kierowane są jej działania. Jednak to tkwiło gdzieś w głębi jej serca, a także rozumu. Gdzieś, gdzie nie docierały żadne racjonalne argumenty, wiedziała, że Dracon jest samotnym, zniszczonym przez życie chłopakiem, któremu wystarczy tylko ciepło drugiej osoby. Pomocna dłoń istoty, która nie będzie chciała nic w zamian, która nie będzie chciała go skrzywdzić czy wykorzystać. Potrzebuje osoby będącej latarnią wśród nocnych, straszliwych sztormów. Oświetlającej i wskazującej te dobre drogi.


***


   Skupiła w sobie całą gryfońską odwagę. Wzięła kilka głębszych oddechów, by serce wróciło do stabilnego rytmu i spojrzała na zwierzęce ciało Dracona. Chłopak dyszał ciężko, z pyska skapywała mu ślina, tworząc mokre plamy na podniszczonych, drewnianych panelach. Jego olbrzymie, czarne ślepia z furią i rozkojarzeniem spoglądały na dziewczynę. Stał na dwóch tylnych łapach, a jego klatka piersiowa szybko zmieniała swoje położenie. Unosiła się i opadała w zawrotnym tempie. Warknął, a dźwięk ten rozszedł się po całej chacie i umilkł w uszach zebranych. Dźwięczał w ich głowach, bębnił i pozostawiał za sobą mętlik.
   Blaise cofnął się krok i natrafił na kamienną ścianę tuż za swoją głową. Przyparł do niej całym ciałem, napinając mięśnie. Krew w jego żyłach buzowała, przyśpieszając pracę serca. Oczy miał szeroko otwarte i choć było w nich widać strach i przerażenie, nie zamykał ich. Chciał być jak najbliżej przyjaciela, jak najbliżej się dało, będąc tym samym bezpiecznym.
- Draco? - Hermiona przemówiła ochrypłym, cichym głosem i przybliżyła się do Dracona. Stawiała małe ruchy, będąc przy tym jak najciszej. Chłopak warknął i szarpnął łapą, a jego pazury minęły twarz dziewczyny zaledwie o milimetry. Hermiona nie cofnęła się. Nie mogła mu pokazać, że choć w najmniejszym stopniu się go obawia.
- Jeśli mężczyzna jest bestią - powiedziała po dłuższym namyśle - to jest nią w swoim sercu, a w twojej piersi nie bije serce bestii. - W dwóch krokach podeszła do niego, nie liczyły się już konsekwencje. Chciała, by Draco znów mógł spać spokojnie. Podeszła i chwyciła go za wielkie, włochate łapy. Jego brudne szpony wbijały się w jej delikatną skórę.
W jego żyłach zaczęła płynąć brudna krew. Zanieczyszczona i splugawiona.
Według poglądów, tych stojących wyżej w tej chwili Draco był równie brudny jak ona.
- Czy mogę jakoś pomóc? - Blaise zadecydował się działać, nie mógł stać bezczynnie. Nie w takim momencie.
- Nie, teraz jest wszystko dobrze. Uspakaja się - i rzeczywiście tak było. Jego oddech zaczął się wyrównywać, oczy łagodniały. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
- Jak myślisz, ile to potrwa?
- Do wschodu słońca.
- Będziesz tak czekać?
- A znasz inne wyjście? Teraz jest spokojny, ale nie wiem na jak długo.
- Zdajesz sobie sprawę, że on nie jest w pełni sobą? Wyobraź sobie, co się stanie, gdy dowie się, że właśnie ty tu byłaś, że mu pomogłaś.
- A czy może znienawidzić mnie jeszcze bardziej? - mruknęła i spojrzała w oczy wilka. Czarne jak smoła oczyska spoglądały w przestrzeń za dziewczyną. Uścisk jego łap malał na sile, aż w końcu puścił całkowicie. Sina dłoń Hermiony bezwładnie opadła w dół, odbijając się od jej uda.
   Chłopak opadł na ziemie. Skulił się w sobie i zakrył pysk łapami. Z jego gardła, co jakiś czas wydobywały się ciche warczenia. Skowyczał żałośnie jednak wciąż siedział spokojnie. Hermiona zaczęła powoli się cofać, aż w końcu bez sił opadła na ziemię po drugiej stronie pomieszczenia. Blaise ruszył w ślad za nią, przymknął oczy i czekał na nastanie ranka. Czas ciągnął im się nieubłaganie, chwile kontemplacji za każdym razem były przerywane przez głośniejsze skomlenie umęczonego Dracona.
   Pierwsza godzina, jak i wszystkie następujące po niej, minęły spokojnie. Ciała obecnych przyzwyczaiły się do zimna i  panującego w pomieszczeniu mroku. Hermiona przestała zgrzytać zębami. Szczelniej owinęła się szkolną szatą i spoglądała przed siebie z nadzieją, że to pomoże jej na chwilę się odizolować i pomyśleć. Gdy to jej się udało, myśli nie mogły, bądź nie chciały wyjść poza temat dotyczący Dracona. Jego los był dla niej rzeczą tak absurdalną i niewiarygodną, że musiała skupić się na tym dwa razy bardziej, niż ogólnie miała w zwyczaju. Nie mogła zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że ten skrupulatnie omijany przez nią ślizgon potrzebuje pomocy. Irracjonalne było, że to właśnie ona była osobą, która najbardziej chce mu pomóc. Przeszłość, która ciągle ją bolała została zepchnięta na drugi plan, dając miejsce tej niewytłumaczalnej dobroci i chęci pomocy. Dla niej nie liczyła się jego nienawiść, jego oschłość względem jej osoby. Jego powiązania z czarną magią i światem śmierciożerców. Liczyło się tylko to, że Draco był człowiekiem jak każdy i potrzebował pomocy, której nikt nie chciał mu dać, znając jego przeszłość.
   Hermiona przysypiała. Jej głowa opadła na kolana, a dłonie oplotły uda i łydki. Blaise mimo zmęczenia miał trzeźwy umysł, również siedział skulony, lecz jego oczy były szeroko otwarte i wpatrywały się w poczynania przyjaciela. Nagle zamrugał parę razy, a po chwili szybko wstał i zaczął budzić towarzyszkę.
- Granger! Granger, obudź się! Słońce wschodzi!
   Dziewczyna leniwie podniosła jedną powiekę, później drugą, a następnie przetarła oczy wierzchem dłoni. Ziewnęła i zaczęła się podnosić z ziemi. Przeciągnęła się, usłyszała zgrzyt kości i zmarszczyła brwi. To był zły pomysł, by tu zasypiać, pomyślała.
- Pośpiesz się, on się zmienia!
   Szybko machnęła głową odrzucając od siebie niepotrzebne myśli i spojrzała w miejsce, gdzie jeszcze parę minut temu leżał skulony Malfoy. W obecnej chwili stał w całej swej okazałości. Był ponad dwumetrowych potworem. Mimo, iż na ogół można rzec, że nie był groźny, jego wygląd przyprawiał o gęsią skórkę.
   Przez okienko, małym, wąskim strumieniem przelały się promienie porannego słońca, oświetlając większość pomieszczenia.
   To było coś więcej niż starcie drapieżcy i jego ofiary, coś więcej, coś innego. Chociaż nic nie świadczyło o tym, że mężczyzna sam naraził się na tę napaść, bądź był przed atakiem świadom niebezpieczeństwa, każdą chwilę jego walki cechowały nie tylko strach czy odraza, ale też w równym stopniu coś, co wyglądało na cielesną uległość. Draco rozwarł łapy, rozszerzył pysk i warknął ten ostatni raz dzisiejszego dnia. Jego gardło po raz ostatni obrzydliwie spuchło i wyczerpany, z poszarzałą twarzą opadł na zimne, zniszczone przez czas drewniane panele. Po niespełna minucie jego twarz znów zaczęła nabierać rumieńców, a rytm oddechu na powrót stał się normalny. Jego skóra znów była blada i pozbawiona olbrzymiego owłosienia. Wyprostował się i rozejrzał, jakby oszołomiony i niezbyt pewny tego, co właśnie, jeśli w ogóle, się stało.
   Blaise, będący świadkiem całego incydentu, nie mógł z całą pewnością stwierdzić, co on oznaczał. Był jednak przekonany, że teraz ten wilk będzie żył, żył wewnątrz jego przyjaciela i z jego przyjacielem. Będzie rozwijał się jak pasożyt w ciele i umyśle mężczyzny. Będzie chciał go kontrolować i nim zawładnąć.
   Wstał z klęczek i spojrzał wpierw na rozkojarzonego Blaise'a, który nadal był w szoku po zaistniałej sytuacji. Obrócił wzrok w bok i natrafił na oszałamiający blask bursztynowych oczu dziewczyny, która przyglądała mu się z wyczekiwaniem.
- Co tu robisz, Granger?
- Pomagam ci, nie widać? - jej cięty język nigdy nie chciał odpuścić. Była zdeterminowana i gotowa na oskarżenia Malfoya. Nie bała się jego krzyków, gróźb, wiedziała, że potrafi być nieobliczalny, tak wiele razy już się o tym przekonywała.
- Powtarzam ci to ostatni raz i radzę, byś zakodowała to w swojej pustej, jak widać główce: ja nie potrzebuję twojej pomocy, dociera? - zmarszczył brwi a jego oczy wysyłały błyskawice. Był na nią zły, że odważyła się go śledzić, że widziała go w takim stanie. Co gorsza, zaczynało mu się kręcić w głowie, gdy uświadamiał sobie jak wiele teraz wie, robiło mu się niedobrze na myśl, że to właśnie ona mogła być osobą, która mu pomogła.
- Nie, nie dociera.
- To już nie mój problem.
- Ale Malfoy! - emocje puściły - potrzebujesz czyjejś pomocy, sam sobie nie dasz rady! Posłuchaj mnie chociaż raz! - chłopak nie słuchał, obrócił się napięcie i zaczął kierować w stronę wyjścia z Wrzeszczącej Chaty. - Zatrzymaj się, ty tchórzliwa fretko! No stój, palancie! - podziałało. Malfoy zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na dziewczynę. Jego oczy były zimne i bez wyrazu.
- Jak mnie nazwałaś? Tchórzliwą fretką? Czasem trudno jest zrezygnować z czegoś, co przypisane jest do twojej karty od początku. Odwagą jest stawienie czoła niebezpieczeństwom i nie poddawanie się. Czasem najgorszy wąż ma w sobie więcej odwagi niż przykładny lew. Zapamiętaj, by nie mieszać się w sprawy, które cię nie dotyczą, bo możesz się sparzyć - to były jego ostatnie słowa, nie cofnął się już, nie obrócił, ignorował wołania Granger i Blaise’a, zaczął iść przed siebie, a w jego myślach było miejsce tylko dla spokojnego snu, o którym marzył już od chwili, gdy znów mógł spoglądać na świat swoimi oczami.


***


   Zapadł w sen, w trakcie którego dni mijały bardzo szybko. Nikt nie odważył pytać się o jego zniknięcie. Nikt szczerze nie zainteresował się jego nieobecnością. Nikt nie pomyślał, że może on być zmęczony ciągłą gonitwą myśli. Że właśnie odpoczywa z dala od ludzi, tak bardzo nieludzkich, że było to zjawisko aż nadto niezwykłe. Osoby, które znać powinny prawdę znały ją i nie szczyciły się tym.
   Blaise, za każdym razem zbywał niedowiarków, którzy wierzyć nie mogli, że chłopak ten od tak nie pojawia się na zajęciach.
   Hermiona nie powinna wiedzieć, lecz wiedziała. Była wścibska i nieznośna, lecz to pomagało jej zdobyć potrzebne informacje. Nikt nie pytał ją o Malfoya, bo kto przypuszczać by mógł, że właśnie ona będzie znała odpowiedzi na nurtujące ich pytania?
   Ron zapytał ją raz czy dwa, choć nie podejrzewał, że Hermiona odpowie mu zgodnie z prawdą, którą zawsze skrupulatnie omijała dla własnego bezpieczeństwa Zdziwił się bardzo, gdy został odesłany z kwitkiem i czterema słowami, tak niezwykłymi, usłyszanymi z jej ust: "To nie wasz interes."
Po tych słowach emocje między nimi trochę się uniosły i dopiero po czasie, zrozumiała, że zrobiła błąd. Nie mogła stawiać swej nadludzkiej ciekawości nad przyjaciół. Musiała przystopować z tajemnicami i skupić się na Harrym i Ronaldzie. Przecież oni także jej potrzebują.


***


   Wypoczęty, gotów do pracy ruszył w stronę Wielkiej Sali. Już prawie przestał czuć skutki ostatniej, nieprzyjemnej przemiany. Jego ciało wróciło do pełnej sprawności, jego umysł wciąż nosił ciężar nocnych koszmarów i lęków nawiedzających go we śnie. Bo nawet, jeśli ciało Dracona gotowe było, by zacząć znów normalne funkcjonować, jego rozum ciągle zapaloną miał czerwoną lampkę, która dudniła niebezpiecznie w jego głowie i nakazywała zachować ostrożność.
   Nie mógł jednak czekać nawet dnia dłużej, za dużo już zaprzepaścił.
   Wszystkie spojrzenia skierowane były w jego stronę, był jak nowy okaz w zoo, niezwykle ciekawy. Każdy chciał go zobaczyć, dowiedzieć się, kim jest i skąd zawitał. Tak, jak zwierzęta się płoszą, tak Dracon zmęczony intensywnością spojrzeń szybko obrócił wzrok, wbił go w Blaise i ruszył żwawym krokiem w kierunku swojego miejsca. Wszyscy z jego domu uśmiechali się do niego życzliwie, on jednak, w każdym ich ciepłym geście widział intrygę i zagrożenie, dlatego nie odwzajemniał ich.
Przyodział na siebie maskę obojętności, która tak dobrze skrywała go już od kilku lat. Nic więc dziwnego, że nikt nie uskarżył się na jego chłodność i ignorancję, bo przecież on właśnie taki był.


***


   Jego problemy się nawarstwiały i potęgowały. Zapominał o rzeczach ważnych i ważniejszych, a skupił się tylko na zadaniu, którego wciąż i tak nie mógł wykonać.
   Jego tęgi umysł przerwał na chwilę swą pracę, a ta chwila wystarczyła, by chłopak przeoczył szczegóły, którymi musiał się zająć, jeśli chciał nadal pozostać bezpiecznym w murach tego zamku.
Zarówno on jak i ona dostali stosowną reprymendę od dyrektora placówki i postanowili swoją poprawę, miała się ona ziścić już dziś wieczorem, podczas szlabanu za niesubordynację.

-------------------------------------------------------------------
Nowy rozdział!
Chciałabym wam również podziękować za wszystkie wyświetlenia i komentarze, to super motywacja!
Zapraszam!

Komentarze

  1. Rozdział bardzo fajny ;)
    Podoba mi się odwaga i determinacja Hermiony.
    Ciekawe dlaczego to dzięki niej Draco się uspokoił?
    Czekam na kolejne rozdziały
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział. Spodobała mi się reakcja Hermiony :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały :D
    Pozdrawiam
    Arabella

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze świetny ;)
    Wielbię Hermionę za jej zachowanie. Tak trzymać :D
    Pozdrawiam ^^
    Druella

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo *-* Postępowanie Hermiony jest cudowne. Szkoda, że Draco nie chce jej pomocy, ale to opowiadanie jest mega kanoniczne, a prawdziwy Draco by tego nie chciał i jestem o tym święcie przekonana...
    Szkoda, że nikt się nie interesował Malfoyem, kiedy było u niego źle, a potem wszyscy nagle zaczęli się do niego uśmiechać, kiedy wrócił. To było takie ludzkie... Bo rzeczywiście ludzie tak robią. Interesują się człowiekiem, dopóki jest w zasięgu wzroku. I rzeczywiście to u Ciebie widać, to ludzkie zachowanie.
    Rozdział, jak zwykle poezja :)
    Uwielbiam Twoje opowiadanie ❤
    Oczywiście, czekam na kolejny! :)
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Feltson

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz