Rozdział dwunasty- Spiritus boni

"Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny." Ernest Hemingway
   Dzień zaczął dobiegać końca. Uczniowie rozpoczęli przygotowania do kolacji. Niektórzy nadal przeglądali podręczniki do nauki eliksirów i zaklęć. Inni za to, poprzestali na niechlujnym odłożeniu swojej torby, gdzieś pod nogami stolików, czy też foteli w swoim pokoju wspólnym. Rozdrażnieni, zmęczeni, bez chęci do życia udali się w stronę Wielkiej Sali.
- Draco, martwię się o ciebie - Blaise siedział przy stole Slytherinu i przyglądał się przyjacielowi, który nieudolnie mieszał swoją kawę.
- Nic się nie dzieje - chłopak chciał go szybko zbyć i w spokoju zająć się kontemplacją nad swoim, już i tak żałosnym losem.
- To dopiero początek.
- Naprawdę? - ironia, łatwo dająca się wyczuć ironia. - Wiesz… - mruknął bez zastanowienia i podniósł się do pozycji stojącej, by spojrzeć w oczy przyjaciela – …wcale sobie nie zdawałem sprawy, że to początek. Myślałem, że to jeden nic nieznaczący incydent, że już po sprawie i, że już zawsze będę normalny! Przeliczyłem się, prawda Blaise? - nie mógł inaczej. W tej chwili nie zastanawiał się, jak bardzo rani najbliższą sobie osobę.
- Uspokój się - nadal mówił cicho, tak, by nie zwrócić na siebie uwagi pozostałych.
- Ja nie chcę się uspokajać! Teraz jest mi cholernie zajebiście!
Blaise nie wytrzymał, nie mógł doprowadzić do sytuacji, gdzie frustracja Draco weźmie nad nim kontrole. Wstał od stołu i chwycił mężczyznę za krawat, by następnie mocno nim szarpnąć i zbliżyć ich twarze.

- Albo się zamkniesz i w spokoju dokończymy kolacje, albo zbieraj ten swój arystokratyczny tyłek sprzed mojej twarzy i odezwij się, gdy w końcu przejdzie ci obrażanie się na cały świat.
- Blaise, Blaise... - mruknął i chwycił jego prawy policzek, lekko go ugniótł, a potem klepnął. - Jesteś taki milusi, gdy się złościsz - jeśli chciał go upokorzyć i zmusić do milczenia, udało mu się.
- Stary Malfoy wraca? - Blaise spuścił wzrok i usiadł na wcześniej zajmowanym miejscu, to samo zrobił jego przyjaciel.
- Malfoy jest zawsze taki sam.
- Coś się jednak zmienia. I nie zaprzeczaj, że nie widzisz u siebie tej metamorfozy.
- Nadal jestem arogancki, bezczelny i bez zahamowań? - zapytał tak, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
- No właśnie nie... robisz się za wrażliwy...emocje, które w tobie siedzą, to już nie te same złośliwe myśli.
- Uwierz mi, że nigdy w życiu nie mógłbym spaść do twojego poziomu wrażliwości.
- Skończ tą aluzję. Wracam do dormitorium - powiedział, po czym wstał i zacząć zmierzać w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali.
- Idź, nie potrzebuję cię. I tak muszę czekać na szlaban u McGonagall - prychnął i spuścił głowę.

Nienawidził kłótni z przyjacielem.            
  Kolacja szybko nabiegła końca, ze stołów poznikały złote półmiski z ostatnimi przekąskami. Teraz stół lśnił czystością, jakby w ułamku sekundy zastąpiony przez coś zupełnie nowego i nieużywanego. Magia skrzatów zadziwiała czasem nawet samego Dracona Malfoya.
Podniósł się z ławy i ruszył w stronę wschodniego skrzydła, przy którym jak się domyślał, powinna znajdować się już panna wszechwiedząca. Nie pomylił się. Tuż obok McGonagall, stała wyjątkowo spięta Granger, która przeskakiwała nerwowo z nogi na nogę.
- Znów się spóźniłeś! - tymi słowami przywitała go Hermiona, która w zdenerwowaniu podeszła do niego i uderzyła z pięści w pierś. Nie miała silnego uderzenia, jednak było ono tak spontaniczne i niepodobne do gryfonki, że Draco jęknął cicho i mruknął: za co?
- Przeliterować?
- Poproszę.
- Nie jesteś na czas!
- Nie krzycz mi do ucha, ty nieznośna dziewucho!
- Panie Malfoy - odcięła już niespokojna McGonagall - proszę się uspokoić, nie mam czasu na wasze kłótnie, załatwicie to po szlabanie - zakasła i kontynuowała: a teraz, za mną.
Ruszyli w stronę wyjścia z wielkiej sali, a następnie zaczęli wspinać się po schodach. Wszyscy wyczuwali napiętą atmosferę, jaka zasiana została między dwójką tych młodych czarodziejów. Draco szedł jak na skazanie, nie odzywając się ani słowem. Hermiona za to niespokojnie spoglądała na wszystko, co omijała, jakby bała się, że ktoś może ją obserwować.

  Każda ściana wydawała się mieć własną duszę, własną nieopisaną słowami historię. Tajemnice ukryte tak głęboko, aż niewidoczne dla ludzkich oczu. Dusza zamku nie była schowana i ukazywała się dla wszystkich tych, którzy mieli odwagę posiąść wiedzę, jaką w sobie chowała. Hermiona była właśnie tą osobą, dla której wszystkie rzeczy niezbadane były wyjątkowe i warte odkrywania.
Ta cecha była jedną z przyczyn, przez które chciała pomóc Draconowi. Mimo krzywd, wyzwisk i wylanych łez, nie chciała, by chłopak musiał sam zmagać się z swoją chorobą. Chciała pomóc zarówno jemu jak i sobie.

  Uczniowie dotarli do jednych z zamkniętych niegdyś drzwi. Teraz były one uchylone, a przez szparkę między futryną przelewało się jasne, bursztynowe światło. Zatrzymali się tuż obok nich i spojrzeli na nauczycielkę transmutacji.
- Za tymi drzwiami znajduję się izba pamięci. Są w niej ukryte puchary, zasługi i dyplomy uczniów naszej placówki, którzy niegdyś mieli zaszczyt uczyć się w tej szkole. Chciałabym żebyście przejrzeli wszystkie dokumenty oraz je posegregowali.
- Rozumiemy - odpowiedziała mało entuzjastycznie Hermiona i usłyszała ciche pytanie towarzysza.
- Czy ktoś pozwoli ci mówić w moim imieniu?
- A co? Może nie zrozumiałeś polecenia i mam ci je powtórzyć? - warknęła do niego uśmiechając się złośliwe.
- Nie, ale... - Draco miał już w ustach całkowicie werbalne przezwiska, które nie zdążyły się wydobyć. Profesor McGonagall po raz kolejny przerwała jego wywód.
- Chociaż dziś proszę was o nie wieszanie na siebie kotów. A teraz oddajcie różdżki - po tych słowach wyciągnęła przed siebie rękę i czekała, aż dwójka jej uczniów wykona wydane przez nią polecenie. - Gdy skończycie, możecie przyjść po swoje różdżki do mojego gabinetu. Życzę owocnej pracy. - I odeszła. Obróciła się na pięcie i nie zwracając uwagi na zdziwione miny dwójki adeptów, ruszyła w stronę wyższego piętra.
- Cholerna baba - mruknął Draco i podszedł jeszcze bliżej drewnianych drzwi.
- Jak śmiesz mówić tak o nauczycielach! - oburzona Hermiona skrzyżowała ręce na piersi, obrzucając Dracona nienawistnym spojrzeniem.
Ten chwycił starą gałkę i szarpnął drzwiami do zewnątrz. Podniósł dłoń i skrzywił się, gdyż cała była czarna od kurzu i brudu.
Mogliby tu czasem sprzątnąć - mruknął i rozejrzał się po pomieszczeniu.
  Była to stara katedra, zapewne nieodwiedzana od kilkudziesięciu lat. Okrągła sala, z dwoma ozdobnymi witrażami, przedstawiającymi dwa upadłe anioły. Dwa przeciwieństwa, których wzrok zawsze kierowany był ku sobie. Pośrodku stało kilka miedzianych kociołków, a w nich umiejscowione były stare, pożółkłe pergaminy. Na około znajdowały się mahoniowe regały z segregatorami. Hermiona natychmiastowo podeszła do jednej z półek i wyciągnęła z niej kilka zwojów pergaminów. Rozłożyła je na ziemi, po czym uklękła, by lepiej im się przyjrzeć.  Pierwszy rulon, który rozłożyła przedstawiał spis najlepszych graczy Quidditcha 1952 roku.
- Wiedziałeś, że McGonagall grała w szkolnej drużynie Quidditcha? - zapytała, obracając głowę w stronę Dracona, który stał nieopodal niej i trzymał w ręku jakiś świstek pergaminu. Jego wzrok był nieobecny.  – Malfoy?  - ciągły brak odpowiedzi. Dziewczyna podniosła się z klęczek i powoli podeszła do chłopaka. Zadarła głowę i spojrzała przez jego ramię.

  Honorowe uznanie za spełnianie obowiązku prefekta domu w latach 1969-1970 otrzymuje
Lucjusz Malfoy, uczeń domu Salazara Slytherina.


- Twój ojciec był prefektem? - mruknęła Hermiona, by zwrócić uwagę chłopaka na swoją obecność. Ten wzdrygnął się i spojrzał na nią.
- To takie dziwne? Zapomniałem…  - zaśmiał się i kontynuował - przecież śmierciożerca nie mógłby zostać prefektem, prawda?
- Nie o to mi chodziło...tylko, nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że twój ojciec...był zdolny do poprawnego zachowania.
- Tak, przecież on od zawsze był śmierciożercą. To miałaś na myśli? - Podniósł głowę i spojrzał prosto w jej zmieszane oczy.
- Przepraszam, źle to zabrzmiało.
- Nie zawsze był zły. W sumie, kiedyś był dobrym ojcem.
- Więc co się stało? - ona również pogłębiła swoje spojrzenie, gdy to zrobiła on spuścił wzrok.
- Nie powinienem ci tego mówić. Zapomnij.
- Możesz ze mną zawsze porozmawiać.
- Dobry Boże, Granger! - ciśnienie w żyłach Dracona podskoczyło, a ten ruszył żwawym krokiem przed siebie z nadzieją, że jego zwierzęcy instynkt tym razem nie wydostanie się na zewnątrz. - Mam cię tak cholernie dość! Za każdym razem, gdy muszę z tobą rozmawiać dostaję szału, a przy okazji jeszcze depresji i nerwicy!
- To twoja wina, że jesteś taki niespokojny.
- Jeszcze jedno słowo a nie ręczę za siebie - dla potwierdzenia swoich słów zacisnął szczękę i zmrużył oczy. - Limit rozmów na dziś się skończył.
- Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? - mruknęła i znów zaczęła szperać w papierach.
- Brzydzę się szlamu - uśmiechnął się złośliwie i odszedł w najodleglejszy kąt sali.
Nie zauważył jak przez twarzy gryfonki przeszedł cień smutku, który natychmiastowo zastąpiony został obojętnością.


***


  Szlaban dobiegł końca. Na wielkim zegarze wybiła godzina dwudziesta trzecia. Korytarze opustoszały i zaczęły znów emitować niezwykłą, tajemniczą energią. Draco i Hermiona opuścili komnatę.  Po dokładnym upewnieniu się przez gryfonkę, że wszystkie rzeczy zostały odłożone na swoje miejsca i uprzątnięte, dwójka uczniów ruszyła w stronę gabinetu McGonagall.
Między nimi panowało napięcie, którego nikt nie chciał się pozbyć.

Gdy zaczęli wspinać się po ostatnich stopniach wielkich, kamiennych schodów usłyszeli zgryźliwy skrzek z dołu.
- Dlaczego nie jesteście w swoich dormitoriach? - Draco przystanął i z szybciej bijącym sercem obrócił się w stronę, skąd dochodziło pytanie. Skrzyżował wzrok swoich zimnych oczu z nieprzyjemnym spojrzeniem Argusa Filcha.
- Nie twój interes, wstrętny charłaku - po tych słowach poczuł pięść dziewczyny, która musnęła jego ramię.  - Popracuj nad uderzeniami - mruknął do niej i dalej przyglądał się poczynaniom dozorcy.
- Jak ty się do mnie odzywasz, szczeniaku?
- Panie Filch, właśnie zmierzamy do profesor McGonagall - Hermiona wtrąciła się do sprzeczki dwóch mężczyzn, chcąc załagodzić sytuacje.
- O tej godzinie?
- Tak, właśnie zakończyliśmy szlaban - mruknęła i spojrzała na Dracona, który dla potwierdzenia jej słów pokiwał głową.
- Przeklęte bachory, schodźcie mi z oczu i to już! - po tych słowach, razem odwrócili się i szybkim krokiem zniknęli z zasięgu wzroku dozorcy.
- Mało brakowało - dziewczyna minęła Dracona i już po chwili była pod gabinetem nauczycielki. Ten nie odezwał się ani słowem, tylko stanął nieopodal niej i czekał, aż ta zapuka do drzwi. Po kilku sekundach dało się usłyszeć szelest drzwi, a następnie w ich progu ujrzeli zaspaną McGonagall.
- O, już skończyliście. Oto wasze różdżki - machnęła ręką, a po chwili wyciągnęła ją w stronę uczniów. W jej dłoni znajdowały się dwa magiczne patyki. Draco odebrał swoją własność i bez słowa ruszył w stronę niższych pięter.
- Dziękuję Pani profesor. Miłej nocy.
- Tobie również, Hermiono.
Dziewczyna ruszyła w stronę korytarza, za którym zniknął Draco. Gdy ominęła zakręt chłopaka nie było już w zasięgu jej wzroku. Przełknęła głośno ślinę i również udała się do swego dormitorium.


***


  Draco cały dzień był rozdrażniony i niespokojny. Nie przespał reszty nocy, przez cały czas rozmyślając o swoim zadaniu. Gdy zegar wybił godzinę ósmą, wstał z łóżka i po porannej toalecie udał się na wcześniejsze śniadanie. Lekcje mijały mu powoli, a każde słowo kierowane w jego kierunku było lekceważone.
Po zajęciach udał się na przechadzkę po mrocznych zakątkach zamku. Jego nogi same niosły go w nieznanym kierunku. Nim się zorientował, jego dłoń spoczywała na klamce od drzwi do łazienki Jęczącej Marty. Rozejrzał się wokół i gdy horyzont okazał się pusty, wszedł do środka.
Ominął elewację umywalek, zakręcił przy kabinach toaletowych i przysiadł w samym rogu pomieszczenia. Spuścił głowę w dół i złapał się za przydługie włosy. Szarpnął nimi do przodu i jęknął - był bardzo wykończony.

- Co cię do mnie sprowadza? - duch dziewczyny wyskoczył z najbliższej umywalki i pomknął w stronę chłopka. Ten nawet nie uniósł głowy, by spojrzeć, z kim rozmawia, przecież nikt inny nie miał odwagi jej odwiedzać.
- Muszę odpocząć, Marto.
- Dlaczego tutaj?
- Nie wiem.
- To dziwne, nie wiedzieć takich rzeczy - jej rozmarzony głos echem odbijał się od całej sali.
- Może po prostu nie chcę o tym mówić  - mruknął i w końcu podniósł swą głowę. Jego oczy były zaczerwienione, a cera wokół nich opuchnięta.
- Nie wyglądasz za dobrze.
- A to jest właśnie nowością.
- Coś cię martwi? - Marta widocznie była zainteresowana jego osobą. Zresztą jak każdą żywą duszą odwiedzającą to miejsce.
- Wiesz jak to jest czuć się samotnym? - zapytał i spojrzał w jej niebieskawy cień, przez który mógł zauważyć witraż okienny, przedstawiający uśmiechniętą syrenę. Zarzuciła swymi złotymi włosami i mrugnęła go niego.
- Jestem martwa, jeśli nie zauważyłeś, samotność to dla mnie rzecz codzienna  - w jej głośnie wyczuwalna była gorycz i smutek.
- Opowiedz mi o swojej śmierci - mruknął i na chwilę przymknął oczy, chcąc pozbyć się wszystkich negatywnych emocji. Musiał oczyścić swój umysł.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
spiritus boni* - z łacińskiego dobry duch.
Witam was po prawie dwu miesięcznej przerwie. W tym czasie bardzo dużo rzeczy działo się w moim życiu, nie będę was wdrażać w te tematy, jednak z całego serca chciałabym was przeprosić za opóźnienie. Obiecuję, że postaram się, by rozdziały pojawiały się regularnie.
To tyle ode mnie zapraszam was do czytania.
Macie jakieś obserwacje, względem mojego bloga, którymi chcielibyście się podzielić? Śmiało pytajcie, a odpowiem na wasze pytania!
Do zobaczenia.

Komentarze

  1. Tęskniłam za rozdziałami u Ciebie! Dobrze, że już wróciłaś :)
    Co do rozdziału... Podoba mi się taki Draco. Taki ludzki, odczuwający emocje jakie normalni ludzie odczuwaliby na jego miejscu - czasem naprawdę może znudzić się pewny siebie Draco, który jest w ¾ Dramione...
    Coś czuję, że Draco zaprzyjaźni się z Martą, tak jak w oryginalnym Księciu Półkrwi. Ciekawe, co z tego wyniknie - znając Ciebie to pewnie będzie coś fajnego... :)
    Podoba mi się relacja Draco-Hermiona. To, jak ona się stara... ❤
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się wcześniej, bo jestem bardzo ciekawa, jak dalej wszystko się potoczy. :D
    Pozdrawiam serdecznie i życzę morza weny!
    Feltson

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziwię się, że na twym blogu jest tak mało komentarzy. Znalazłam go niedawno dzięki zakładce na Stowarzyszeniu Dramionie. Przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że masz talent! Niesamowity styl pisania, wszystko jest spójne i idealnie łączy całość. Tak jak podkreślałaś; to nie jest typowe Dramionie. Czytając czułam wszystkie emocje kłębiące się w bohaterach. Czasem brakowało mi opisu ale widać, że z każdym rozdziałem się rozwijasz i robisz straszne postępy! Blog jest cudowny, historia opowiedzona inaczej...i tak ludzko.
    Cudowne, boskie!
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Riddikulus.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię takiego Draco wredny charakterek do niego pasuje ;) Hermiona nie powinna tak naciskać wydaje mi się, że sam do niej przyjdzie :D
    Czekam na dalszy ciąg
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz