Rozdział czternasty- Bezinteresowność
"Nie istnieje coś takiego jak bezinteresowność...nawet "altruizm" oczekuje odrobiny wdzięczności"
Wszędzie było światło. Jaskrawe, ciepłe, przeszywające.
Hermiona z całych sił próbowała go do siebie nie dopuścić jeszcze przez kilka
cennych minut. Pragnęła się ukryć, tylko na chwilę. Ale ono było zbyt silne i w
końcu wyrywało ją ze snu. Powitał ją śliczny poranek w północnej Szkocji - przez malutkie, drewniane okna wlewały się słoneczne promienie, wypełniające pokój zbyt jasnym blaskiem. Dziewczyna pragnęła odgonić od siebie światło, więc bez chwili zastanowienia schowała głowę pod ręką - niezbyt pocieszona perspektywą rozpoczęcia dnia.
Przez dłuższy moment po prostu leżała i podziwiała panoramę za oknem - czyste, nieskazitelne, niebieskie niebo.
Życie w chmurach wydawało się nierzeczywiste. Fantazja - zamek w powietrzu, oderwany od ziemi, odporny na realia życia, daleko od zaniedbania, tajemnic i niewypowiedzianych słów.
Wzdrygnęła się na samą myśl o słowach, które mógłby wyjść z jej ust, gdyby tylko miała odwagę, by przeciwstawić się swojej nieugiętej podświadomości. Chciałaby móc kiedyś porozmawiać z nim szczerze, bez jakichkolwiek barier, które on zawsze nakładał.
Ma na sobie maskę. Wielki, ceglany mur, który okala go całego. Od stóp, aż po cebulki włosów.
Chciałaby odnaleźć w sobie siłę, by przebić się przez jego zaporę samotności.
I jak na ironię, ona w tej chwili czuła się zupełnie tak samo, jak on - samotna. I choć posiadała wokół ludzi, którzy kochali ją bezwarunkowo, i którzy już tyle razy pokazali jej, że byliby w stanie za nią zginąć - ona nadal miała wątpliwości. Czuła się jak Ikar, który leciał zbyt blisko słońca.
"Weź się wreszcie w garść" szepnęła jej podświadomość, która jak zwykle bezbłędna, wyciągnęła ją z krainy rozmyślań.
***
Kiedy godzinę później zabrzęczał dzwonek, uczniowie nie
podskoczyli, tylko rozejrzeli się jakby przebudzeni ze snu.
Hermiona szarpnęła za rękaw Harry'ego, a ten otrząsnął się z zamyśleń i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
- Choć pod salę. Snape za chwilę będzie - jej głos był kojący.
Harry jak w transie zaczął iść wraz z nią po kamiennych stopniach, a jego umysł był przymglony.
- Przestań myśleć o tym śnie. Po zajęciach porozmawiamy z Ronem, dobrze Harry? - Chciała być blisko niego w trudnych chwilach. Choćby nawet nie wiadomo jak daleko się od siebie odsunęli, Harry zawsze był dla niej najważniejszy. Zawsze mógł do niej przyjść i porozmawiać. Nie chciała go odrzucać, nawet, jeśli jego problemy nie były jej w tej chwili na rękę.
- Hermiono, te sny się coraz częściej powtarzają. Myślę... - jego głos nagle przybrał na sile, jakby był pewny swoich słów oraz zrozumiał ich znaczenie. - Myślę, że to nie są zwykłe sny. To coś innego. Czuję się inaczej od kilku dni, jakby to były jakieś jego wizje, myśli. Jakby to, co widzę działo się na jawie.
Był zdeterminowany i gotowy do działania. Nie pomyślał jednak, że w obecnej sytuacji nie jest w stanie wiele zdziałać.
- Jeśli naprawdę tak uważasz idź z tym do Dumbledore'a. Wiesz, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić.
- W pojedynkę nie, ale jest jeszcze Zakon, nie zapominaj.
Im bliżej lochów byli, tym ich stan się pogarszał. Uświadomili sobie, iż za chwilę będą musieli zdzierżyć towarzystwo Profesora Snape przez najbliższe dwie godziny Obrony Przed Czarną Magią. Jako Gryfoni nie byli pocieszeni tym faktem.
- Porozmawiamy o tym później - mruknęła i na tym zakończyła się ich rozmowa.
Ominęli grupkę Ślizgonów, w której Hermiona nie dostrzegła Dracona i ruszyli ku drzwiom. Przekroczyli ich próg, idąc ramię w ramię. Zajęli jedną z ostatnich ławek, tak, by być jak najdalej od przeszywającego wzroku Severusa Snape’a.
Gdy wszyscy uczniowie znajdowali się już na swoim miejscu, do sali wpadł zrezygnowany Profesor i omiatając uczniów swym wzrokiem usiadł za biurkiem nauczycielskim.
- Wyciągnijcie podręczniki. Dziś powtarzać będziemy zaklęcia niewybaczalne.
Połowa uczniów otworzyła szeroko oczy w dziwieniu przyglądając się Profesorowi.
"Czy on oszalał?" Dziewczyna usłyszała za sobą rozgniewany głos Rona, który nadal nie mógł przeżyć, że tak ważną posadę otrzymał Severus Snape, w dodatku w tak strasznych czasach. Był jednym z niewielu osób, którzy wciąż nie mogli uwierzyć w zapewnienia dyrektora Dumbledore'a.
- Oczywiście tylko w teorii, więc nie musisz się obawiać, Weasley. - Profesor jakby słyszał każde słowa i myśli uczniów, uśmiechnął się kpiąco w stronę Ronalda i rozpoczął zajęcia.
Hermiona już po chwili zatopiła się w lekcji, słuchając każdego słowa Profesora. Była tak zaabsorbowana lekcją, że nie zauważyła jak dwie godziny przeminęły, a do jej uszu dotarł dźwięk dzwonka, oznajmiający koniec zajęć.
Hermiona szarpnęła za rękaw Harry'ego, a ten otrząsnął się z zamyśleń i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
- Choć pod salę. Snape za chwilę będzie - jej głos był kojący.
Harry jak w transie zaczął iść wraz z nią po kamiennych stopniach, a jego umysł był przymglony.
- Przestań myśleć o tym śnie. Po zajęciach porozmawiamy z Ronem, dobrze Harry? - Chciała być blisko niego w trudnych chwilach. Choćby nawet nie wiadomo jak daleko się od siebie odsunęli, Harry zawsze był dla niej najważniejszy. Zawsze mógł do niej przyjść i porozmawiać. Nie chciała go odrzucać, nawet, jeśli jego problemy nie były jej w tej chwili na rękę.
- Hermiono, te sny się coraz częściej powtarzają. Myślę... - jego głos nagle przybrał na sile, jakby był pewny swoich słów oraz zrozumiał ich znaczenie. - Myślę, że to nie są zwykłe sny. To coś innego. Czuję się inaczej od kilku dni, jakby to były jakieś jego wizje, myśli. Jakby to, co widzę działo się na jawie.
Był zdeterminowany i gotowy do działania. Nie pomyślał jednak, że w obecnej sytuacji nie jest w stanie wiele zdziałać.
- Jeśli naprawdę tak uważasz idź z tym do Dumbledore'a. Wiesz, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić.
- W pojedynkę nie, ale jest jeszcze Zakon, nie zapominaj.
Im bliżej lochów byli, tym ich stan się pogarszał. Uświadomili sobie, iż za chwilę będą musieli zdzierżyć towarzystwo Profesora Snape przez najbliższe dwie godziny Obrony Przed Czarną Magią. Jako Gryfoni nie byli pocieszeni tym faktem.
- Porozmawiamy o tym później - mruknęła i na tym zakończyła się ich rozmowa.
Ominęli grupkę Ślizgonów, w której Hermiona nie dostrzegła Dracona i ruszyli ku drzwiom. Przekroczyli ich próg, idąc ramię w ramię. Zajęli jedną z ostatnich ławek, tak, by być jak najdalej od przeszywającego wzroku Severusa Snape’a.
Gdy wszyscy uczniowie znajdowali się już na swoim miejscu, do sali wpadł zrezygnowany Profesor i omiatając uczniów swym wzrokiem usiadł za biurkiem nauczycielskim.
- Wyciągnijcie podręczniki. Dziś powtarzać będziemy zaklęcia niewybaczalne.
Połowa uczniów otworzyła szeroko oczy w dziwieniu przyglądając się Profesorowi.
"Czy on oszalał?" Dziewczyna usłyszała za sobą rozgniewany głos Rona, który nadal nie mógł przeżyć, że tak ważną posadę otrzymał Severus Snape, w dodatku w tak strasznych czasach. Był jednym z niewielu osób, którzy wciąż nie mogli uwierzyć w zapewnienia dyrektora Dumbledore'a.
- Oczywiście tylko w teorii, więc nie musisz się obawiać, Weasley. - Profesor jakby słyszał każde słowa i myśli uczniów, uśmiechnął się kpiąco w stronę Ronalda i rozpoczął zajęcia.
Hermiona już po chwili zatopiła się w lekcji, słuchając każdego słowa Profesora. Była tak zaabsorbowana lekcją, że nie zauważyła jak dwie godziny przeminęły, a do jej uszu dotarł dźwięk dzwonka, oznajmiający koniec zajęć.
***
Draco obserwował rozmówcę z szeroko otwartymi oczami,
zdziwiony, co też mogło sprowadzić jego przyjaciela, na tak nieznane szlaki.
- Po co rozmawiałeś z Granger?
- To ona chciała rozmawiać ze mną.
Blaise wyglądał na rozluźnionego i zdawał się nie przejmować reakcją Dracona.
Jesień nadeszła z pełną mocą, ustępując co jakiś czas chwilom ciepłym i przyjemnym, które pozwalały uczniom, na jeszcze jeden, krótki moment odpoczynku.
Promienie słońca nagrzewały błonia i oświetlały twarze dwóch, idących obok siebie mężczyzn. Uczniowie ci zmierzali właśnie w stronę cieplarni, w której odbyć się miały kolejne zajęcia z Zielarstwa.
- Dlaczego więc, zgodziłeś się na tą rozmowę? - Jego brwi umieszczone były tak nisko, że mogłyby bezproblemowo dosięgnąć jasnych, długich rzęs.
Zdegustowanie to jedno z wielu odczuć, które towarzyszyło Draconowi.
- Mam do ciebie prośbę, Draco - zaczął niepewnie, niezbyt przekonany czy uda mu się nakłonić Dracona, do zmiany swojego zachowania względem pewnej Gryfonki. - Nie odrzucaj Granger.
- Mam wrażenie, że wstąpiłeś właśnie w nieznaną mi otchłań. Czy jesteś pewien, że nie potrzebujesz psychologa? - Prychnął oburzony zachowaniem swego przyjaciela.
Czy Blaise jest naprawdę tak zaślepiony chęcią pomocy, iż nie widzi, że nic nie jest w stanie zmienić jego obecnej sytuacji?
- Zrób dla mnie tylko jedną rzecz.
- Jaką? - Draco nie był zadowolony perspektywą spełnienia prośby Blaise’a. Jednak, czy wypada mu odmawiać, ten kolejny raz? Nie chciał go zawieść.
Z całych sił starał się być przy nim tym dawnym Malfoyem. Chłopcem z przylizanymi włosami i płonącymi ekscytacją szaro-niebieskimi oczami. Nie było to jednak wykonalne. Próbował - na próżno. Nie mógł wydobyć z siebie choć krzty uśmiechu.
- Porozmawiaj z Granger. Obojętnie, na jakich zasadach - mruknął zażenowany.
Próbował wpłynąć na niego, choć w małym stopniu, choć wiedział, że to nie jest właściwe. Narzucanie komuś swego zdania nigdy nie kończy się dobrze. Nie powinien nakłaniać go do rzeczy, których on sam nie chce wykonać. Jednak to było silniejsze od niego.
Postawa Granger dawała mu złudną nadzieję, że może któregoś dnia Blaise znów będzie mógł porozmawiać ze swoim starym przyjacielem, którego część zniknęła gdzieś bezpowrotnie.
- Nie mogę ci tego obiecać, wiesz o tym doskonale.
- Pamiętaj, że jest ona jedną z nielicznych osób, która interesuje się tobą, a nie osobą, za którą wszyscy cię mają.
- Skąd ona może wiedzieć, kim jestem naprawdę? - oświadczył lodowatym tonem, po czym z frustracją przyśpieszył kroku, w międzyczasie przeczesując zmierzwione, blond włosy.
Blaise pokręcił głową z irytacją i powoli zbliżył się do cieplarni. Postanowił zostawić Dracona z jego własnymi przemyśleniami.
- Po co rozmawiałeś z Granger?
- To ona chciała rozmawiać ze mną.
Blaise wyglądał na rozluźnionego i zdawał się nie przejmować reakcją Dracona.
Jesień nadeszła z pełną mocą, ustępując co jakiś czas chwilom ciepłym i przyjemnym, które pozwalały uczniom, na jeszcze jeden, krótki moment odpoczynku.
Promienie słońca nagrzewały błonia i oświetlały twarze dwóch, idących obok siebie mężczyzn. Uczniowie ci zmierzali właśnie w stronę cieplarni, w której odbyć się miały kolejne zajęcia z Zielarstwa.
- Dlaczego więc, zgodziłeś się na tą rozmowę? - Jego brwi umieszczone były tak nisko, że mogłyby bezproblemowo dosięgnąć jasnych, długich rzęs.
Zdegustowanie to jedno z wielu odczuć, które towarzyszyło Draconowi.
- Mam do ciebie prośbę, Draco - zaczął niepewnie, niezbyt przekonany czy uda mu się nakłonić Dracona, do zmiany swojego zachowania względem pewnej Gryfonki. - Nie odrzucaj Granger.
- Mam wrażenie, że wstąpiłeś właśnie w nieznaną mi otchłań. Czy jesteś pewien, że nie potrzebujesz psychologa? - Prychnął oburzony zachowaniem swego przyjaciela.
Czy Blaise jest naprawdę tak zaślepiony chęcią pomocy, iż nie widzi, że nic nie jest w stanie zmienić jego obecnej sytuacji?
- Zrób dla mnie tylko jedną rzecz.
- Jaką? - Draco nie był zadowolony perspektywą spełnienia prośby Blaise’a. Jednak, czy wypada mu odmawiać, ten kolejny raz? Nie chciał go zawieść.
Z całych sił starał się być przy nim tym dawnym Malfoyem. Chłopcem z przylizanymi włosami i płonącymi ekscytacją szaro-niebieskimi oczami. Nie było to jednak wykonalne. Próbował - na próżno. Nie mógł wydobyć z siebie choć krzty uśmiechu.
- Porozmawiaj z Granger. Obojętnie, na jakich zasadach - mruknął zażenowany.
Próbował wpłynąć na niego, choć w małym stopniu, choć wiedział, że to nie jest właściwe. Narzucanie komuś swego zdania nigdy nie kończy się dobrze. Nie powinien nakłaniać go do rzeczy, których on sam nie chce wykonać. Jednak to było silniejsze od niego.
Postawa Granger dawała mu złudną nadzieję, że może któregoś dnia Blaise znów będzie mógł porozmawiać ze swoim starym przyjacielem, którego część zniknęła gdzieś bezpowrotnie.
- Nie mogę ci tego obiecać, wiesz o tym doskonale.
- Pamiętaj, że jest ona jedną z nielicznych osób, która interesuje się tobą, a nie osobą, za którą wszyscy cię mają.
- Skąd ona może wiedzieć, kim jestem naprawdę? - oświadczył lodowatym tonem, po czym z frustracją przyśpieszył kroku, w międzyczasie przeczesując zmierzwione, blond włosy.
Blaise pokręcił głową z irytacją i powoli zbliżył się do cieplarni. Postanowił zostawić Dracona z jego własnymi przemyśleniami.
***
Harry, Ron i Hermiona zasiedli z dala od ciekawskich
spojrzeń. Wielka Sala była w połowie zapełniona uczniami wszystkich czterech
domów, którzy w gwarze rozmów rozpoczęli konsumpcję potraw.
- Hermiona ma rację. Idź z tym do Dumbledore'a- mruknął mało entuzjastycznie.
Ron uważał, że Hermiona wyolbrzymia całą tą sytuację, jednak nie chciał pozostawiać swojego przyjaciela bez niezbędnego wsparcia.
Wiele razy zazdrościł mu sławy, jaką dawało noszenie blizny po starciu z Voldemortem. Dopiero niedawno, Hermiona uświadomiła mu, z jakimi konsekwencjami się to wiąże.
Mimo, iż nadal czuł się przez to odtrącony, jak dodatkowy, niepotrzebny pionek, próbował go zrozumieć i wspierać. Harry był w końcu pierwszą z osób, która wyciągnęła do niego rękę w tym obcym świecie.
- Załatwię to po kolacji u Slughorna - stwierdził sucho i powrócił do mało apetycznego wiercenia widelcem w swoim talerzu.
Ron zmarszczył brwi i spojrzał na Hermionę. Jego źrenice były rozszerzone ze zdziwienia i wirowały między dwójką przyjaciół.
- Jakiej kolacji?- warknął.
Dziewczyna głośno wypuściła powietrze, po czym spoglądając na Harry'ego mruknęła:
- Wiedziałam, że tak będzie - Przymknęła na chwilę oczy, uspakajając rytm własnego oddechu. Gdy już je otworzyła, bez zbędnych wytłumaczeń szepnęła do Rona.
- Slughorn zaprosił mnie i Harry'ego na kolację bożonarodzeniową.
- I nie zamierzałaś mnie o tym poinformować? Cóż, życzę powodzenia. Na pewno będziesz się świetnie bawiła z McLaggenem - jego głos był przepełniony gniewem oraz goryczą.
- Na Merlina, Ron! Przestań, proszę - jęknęła i schowała twarz w dłonie.
Ron potrafił doprowadzić ją do stanu przedzawałowego. Jego zazdrość była głęboko wyczuwalna w głosie i postawie. Każde słowo niosło za sobą nutkę oskarżycielskiego tonu, który wyczuwała nie tylko ona, ale również Harry. Nienawidziła, gdy stawał się on tak zaborczy.
- Ron, odpuść. Jutro gramy mecz, mam nadzieję, że dobrze się do niego przygotujesz - głos Harry'ego nie znosił sprzeciwu.
Wszyscy zamilkli, skupiając się na pełnych półmiskach znajdujących się tuż pod ich nosami.
Hermiona szybko skończyła spożywać swoją kolację, niezbyt pocieszona faktem, iż tuż obok niej znajduje się obrażony Ronald. Podniosła się z miejsca i przerzucając torbę przez ramię, ruszyła w stronę wieży Gryffindoru, nie odwracając się już do nikogo. Tupot jej stóp odbijał się echem od kamiennych murów zamku. Szła w ciszy, skupiona na własnych myślach.
- Granger? - Usłyszała znajomy głos tuż za sobą i przeklinając w duchu jego nieobliczalność, przyspieszyła kroku, nie zważając na wołającego ją Ślizgona.
Była zmęczona i nie miała najmniejszej ochoty na kolejne, nic niewnoszące dyskusje z Malfoyem. Mimo kilku głęboko, kłębiących się w niej sprzecznych emocji, postanowiła nie ulegać mężczyźnie.
Nie wystarczy świadomość, że jest się takim, a nie innym. Są ludzie, którzy wiedzą, jacy są, i wzruszają ramionami: no cóż, nie zmienią się. Postawa człowieka nieprzejętego w końcu go zgubi - a wtedy trudno będzie się nawrócić. Trzeba nad sobą pracować cały czas. Jednym wydaje się to naturalne, lubią to, nie potrafią bez tego żyć. Są ludzie, którzy chcą obserwować swoje postępy. Inni robią to od czasu do czasu - ale to też zawsze lepsze niż nierobienie niczego.
- Granger, czy możesz z łaski swojej zwolnić? - zawołał za nią, po czym biegiem znalazł się tuż obok niej. Chwycił ją za przedramię przytrzymując - tym samym wydając niemy rozkaz, by się zatrzymała.
- Słucham? - wysyczała i spojrzała na twarz Ślizgona. Jego oczy wciąż nie odzyskały dawnego blasku. Teraz na każdym kroku odrzucały swoim zimnem i obojętnością.
- Chciałaś ze mną porozmawiać, więc proszę, masz okazję – powiedział to tak obojętnie, jakby już nic go nie obchodziło, co spowodowało mimowolne wzdrygnięcie się Hermiony.
Chciała uciec, ukryć się przed jego przeszywającym spojrzeniem. Jak na ironie - gdy on pragnął porozmawiać, i co dziwne, sam wyszedł z taką inicjatywą, ona uciekała. Nie chciała go widzieć, nie chciała z nim rozmawiać. Tłumaczyła to sobie jednym - kolejną kłótnią z Ronem.
- Nie ignoruj mnie - warknął, po czym podniósł lewą dłoń na wysokości jej twarzy. Ujął w palce jej podbródek, nakierowując go tak, by podniosła głowę - a wtedy jej oczy po raz kolejny zastygły w niepewności.
Jego dotyk był szorstki, stanowczy i brutalny. Gdy poczuła palce na swojej twarzy, ani chwilę nie myślała o sprzeciwie.
- Czego ty chcesz? - zdołała wymamrotać. Mimo, iż nie czuła się pewnie, nie chciała mu pokazać jak bardzo się w tej chwili boi.
- Chciałaś, bym cię nie ignorował, bym z tobą porozmawiał. Zgodziłem się, a ty co? Tak nagle zmieniasz podejście do całej sytuacji? Zdecyduj się w końcu i przestań mieszać mi w głowie. - Hermiona prychnęła i spojrzała na niego spod ściągniętych brwi.
- Czy ty siebie słyszysz?- oskarżycielski ton głosu w wykonaniu panny Granger nie wróżył niczego dobrego.
- Możesz chociaż raz, poważnie odpowiedzieć na moje pytanie? - Był już wykończony rozmową z tą dziewczyną. Zaczął się zastanawiać, czy przyjście tu było aby na pewno dobrym pomysłem.
- Ale ja nie rozumiem twojego pytania, Malfoy - wysyczała, po czym zrobiła dwa kroki w przód, by być jeszcze bliżej Ślizgona. - I to ja mieszam ci w głowie? Dwa dni temu byłam zwykłą szlamą, a teraz, tak nagle chcesz ze mną porozmawiać? - Chciała być twarda, nie pokazywać mu, jak bardzo działa na jej emocje.
Draco wyczuł jednak w jej głosie rezygnację.
- Od kiedy chcesz mi pomóc, wszystko idzie nie tak.
- Czy chęć pomocy jest czymś złym?- mruknęła, po czym pokręciła głową i znów cicho się zaśmiała. - Och, zapomniałam. Wy, Ślizgoni nie widzicie nic poza czubkiem własnego nosa. Dla was nie ma czegoś takiego jak miłość czy przyjaźń. Liczy się tylko władza i potęga! Czy chociaż przez chwilę zdałeś sobie sprawę z tego, co będzie, jeśli on wygra? Co się stanie ze światem czarodziejów? Nie, bo ciebie to nie obchodzi. Po co przejmować się losem innych, przecież ty będziesz bezpieczny. Będziesz jednym z nich. O ile już nie jesteś - wykrzyczała mu w twarz.
Trafiła w czuły punkt.
Źrenice Dracona poszerzyły się niebezpiecznie, a oddech przyśpieszył. Gdy się zorientowała było już z późno. Draco doskoczył do niej, popchnął na ścianę, a obie jej dłonie chwycił po bokach twarzy w żelaznym uścisku.
To bolało, uścisk miał mocarny i nie kontrolował go. Jej skóra robiła się blada, a ona jęknęła z bólu. Chłopak nic sobie z tego nie robił, przybliżył twarz jeszcze bardziej i gdy jego usta znalazły się na równi z jej wargami wysyczał - Nie masz pojęcia, kim jestem, rozumiesz? Nie masz prawa mnie osądzać!
- Puść mnie, to boli! - znów niekontrolowany jęk wydobył się z jej ust.
- Może teraz ze mną porozmawiasz? Przecież tak bardzo tego chciałaś!
- Malfoy, jesteś chory! Chciałam ci tylko pomóc, ale jak widać, nawet na to nie zasługujesz.
Chłopak wciągnął głośno powietrze i puścił dziewczynę. Nie rozumiał, co się z nim dzieje. Miał różne oblicza, których nie umiał opanować.
Przyszedł tu z zamiarem normalnej rozmowy, chciał się dowiedzieć, dlaczego ona nie chce odpuścić. A zakończyło się tak, jak zawsze. Przysporzył jej tylko bólu i cierpienia, którego w głębi duszy nie chciał. I jak zawsze nie umiał jej przeprosić, wytłumaczyć.
Prędko obrócił się plecami do niej i ruszył w kierunku lochów.
Hermiona chciała coś powiedzieć, jednak słowa te utknęły jej w gardle. Jedyne, co pozostało, to spoglądanie na sylwetkę wroga, który z każdą sekundą coraz bardziej się oddalał.
_____________________________________________
Witam was z nowym rozdziałem!
Przepraszam za drobne opóźnienia, jednak moje beta okazała się leniwą cholerą(i tak ją kocham)która przetrzymywała rozdział przez ponad tydzień.
Po prostu zamknęła go w szafie i nie chciała wypuścić!
Następne rozdziały powinny ukazać się szybko, gdyż zachorowałam i zapewne całe dnie będę pisać lub spać.
Jest tak piękna pogoda i żałuję, że nie mogę z niej skorzystać.
Za nowy szablon dziękuję oczywiście załodze Land of grafic.
Z niecierpliwością czekam na wene i publikację nowych rozdziałów, gdyż przygotowałam w nich trochę niespodzianek!
Pozdrawiam i zapraszam do czytania:)
- Hermiona ma rację. Idź z tym do Dumbledore'a- mruknął mało entuzjastycznie.
Ron uważał, że Hermiona wyolbrzymia całą tą sytuację, jednak nie chciał pozostawiać swojego przyjaciela bez niezbędnego wsparcia.
Wiele razy zazdrościł mu sławy, jaką dawało noszenie blizny po starciu z Voldemortem. Dopiero niedawno, Hermiona uświadomiła mu, z jakimi konsekwencjami się to wiąże.
Mimo, iż nadal czuł się przez to odtrącony, jak dodatkowy, niepotrzebny pionek, próbował go zrozumieć i wspierać. Harry był w końcu pierwszą z osób, która wyciągnęła do niego rękę w tym obcym świecie.
- Załatwię to po kolacji u Slughorna - stwierdził sucho i powrócił do mało apetycznego wiercenia widelcem w swoim talerzu.
Ron zmarszczył brwi i spojrzał na Hermionę. Jego źrenice były rozszerzone ze zdziwienia i wirowały między dwójką przyjaciół.
- Jakiej kolacji?- warknął.
Dziewczyna głośno wypuściła powietrze, po czym spoglądając na Harry'ego mruknęła:
- Wiedziałam, że tak będzie - Przymknęła na chwilę oczy, uspakajając rytm własnego oddechu. Gdy już je otworzyła, bez zbędnych wytłumaczeń szepnęła do Rona.
- Slughorn zaprosił mnie i Harry'ego na kolację bożonarodzeniową.
- I nie zamierzałaś mnie o tym poinformować? Cóż, życzę powodzenia. Na pewno będziesz się świetnie bawiła z McLaggenem - jego głos był przepełniony gniewem oraz goryczą.
- Na Merlina, Ron! Przestań, proszę - jęknęła i schowała twarz w dłonie.
Ron potrafił doprowadzić ją do stanu przedzawałowego. Jego zazdrość była głęboko wyczuwalna w głosie i postawie. Każde słowo niosło za sobą nutkę oskarżycielskiego tonu, który wyczuwała nie tylko ona, ale również Harry. Nienawidziła, gdy stawał się on tak zaborczy.
- Ron, odpuść. Jutro gramy mecz, mam nadzieję, że dobrze się do niego przygotujesz - głos Harry'ego nie znosił sprzeciwu.
Wszyscy zamilkli, skupiając się na pełnych półmiskach znajdujących się tuż pod ich nosami.
Hermiona szybko skończyła spożywać swoją kolację, niezbyt pocieszona faktem, iż tuż obok niej znajduje się obrażony Ronald. Podniosła się z miejsca i przerzucając torbę przez ramię, ruszyła w stronę wieży Gryffindoru, nie odwracając się już do nikogo. Tupot jej stóp odbijał się echem od kamiennych murów zamku. Szła w ciszy, skupiona na własnych myślach.
- Granger? - Usłyszała znajomy głos tuż za sobą i przeklinając w duchu jego nieobliczalność, przyspieszyła kroku, nie zważając na wołającego ją Ślizgona.
Była zmęczona i nie miała najmniejszej ochoty na kolejne, nic niewnoszące dyskusje z Malfoyem. Mimo kilku głęboko, kłębiących się w niej sprzecznych emocji, postanowiła nie ulegać mężczyźnie.
Nie wystarczy świadomość, że jest się takim, a nie innym. Są ludzie, którzy wiedzą, jacy są, i wzruszają ramionami: no cóż, nie zmienią się. Postawa człowieka nieprzejętego w końcu go zgubi - a wtedy trudno będzie się nawrócić. Trzeba nad sobą pracować cały czas. Jednym wydaje się to naturalne, lubią to, nie potrafią bez tego żyć. Są ludzie, którzy chcą obserwować swoje postępy. Inni robią to od czasu do czasu - ale to też zawsze lepsze niż nierobienie niczego.
- Granger, czy możesz z łaski swojej zwolnić? - zawołał za nią, po czym biegiem znalazł się tuż obok niej. Chwycił ją za przedramię przytrzymując - tym samym wydając niemy rozkaz, by się zatrzymała.
- Słucham? - wysyczała i spojrzała na twarz Ślizgona. Jego oczy wciąż nie odzyskały dawnego blasku. Teraz na każdym kroku odrzucały swoim zimnem i obojętnością.
- Chciałaś ze mną porozmawiać, więc proszę, masz okazję – powiedział to tak obojętnie, jakby już nic go nie obchodziło, co spowodowało mimowolne wzdrygnięcie się Hermiony.
Chciała uciec, ukryć się przed jego przeszywającym spojrzeniem. Jak na ironie - gdy on pragnął porozmawiać, i co dziwne, sam wyszedł z taką inicjatywą, ona uciekała. Nie chciała go widzieć, nie chciała z nim rozmawiać. Tłumaczyła to sobie jednym - kolejną kłótnią z Ronem.
- Nie ignoruj mnie - warknął, po czym podniósł lewą dłoń na wysokości jej twarzy. Ujął w palce jej podbródek, nakierowując go tak, by podniosła głowę - a wtedy jej oczy po raz kolejny zastygły w niepewności.
Jego dotyk był szorstki, stanowczy i brutalny. Gdy poczuła palce na swojej twarzy, ani chwilę nie myślała o sprzeciwie.
- Czego ty chcesz? - zdołała wymamrotać. Mimo, iż nie czuła się pewnie, nie chciała mu pokazać jak bardzo się w tej chwili boi.
- Chciałaś, bym cię nie ignorował, bym z tobą porozmawiał. Zgodziłem się, a ty co? Tak nagle zmieniasz podejście do całej sytuacji? Zdecyduj się w końcu i przestań mieszać mi w głowie. - Hermiona prychnęła i spojrzała na niego spod ściągniętych brwi.
- Czy ty siebie słyszysz?- oskarżycielski ton głosu w wykonaniu panny Granger nie wróżył niczego dobrego.
- Możesz chociaż raz, poważnie odpowiedzieć na moje pytanie? - Był już wykończony rozmową z tą dziewczyną. Zaczął się zastanawiać, czy przyjście tu było aby na pewno dobrym pomysłem.
- Ale ja nie rozumiem twojego pytania, Malfoy - wysyczała, po czym zrobiła dwa kroki w przód, by być jeszcze bliżej Ślizgona. - I to ja mieszam ci w głowie? Dwa dni temu byłam zwykłą szlamą, a teraz, tak nagle chcesz ze mną porozmawiać? - Chciała być twarda, nie pokazywać mu, jak bardzo działa na jej emocje.
Draco wyczuł jednak w jej głosie rezygnację.
- Od kiedy chcesz mi pomóc, wszystko idzie nie tak.
- Czy chęć pomocy jest czymś złym?- mruknęła, po czym pokręciła głową i znów cicho się zaśmiała. - Och, zapomniałam. Wy, Ślizgoni nie widzicie nic poza czubkiem własnego nosa. Dla was nie ma czegoś takiego jak miłość czy przyjaźń. Liczy się tylko władza i potęga! Czy chociaż przez chwilę zdałeś sobie sprawę z tego, co będzie, jeśli on wygra? Co się stanie ze światem czarodziejów? Nie, bo ciebie to nie obchodzi. Po co przejmować się losem innych, przecież ty będziesz bezpieczny. Będziesz jednym z nich. O ile już nie jesteś - wykrzyczała mu w twarz.
Trafiła w czuły punkt.
Źrenice Dracona poszerzyły się niebezpiecznie, a oddech przyśpieszył. Gdy się zorientowała było już z późno. Draco doskoczył do niej, popchnął na ścianę, a obie jej dłonie chwycił po bokach twarzy w żelaznym uścisku.
To bolało, uścisk miał mocarny i nie kontrolował go. Jej skóra robiła się blada, a ona jęknęła z bólu. Chłopak nic sobie z tego nie robił, przybliżył twarz jeszcze bardziej i gdy jego usta znalazły się na równi z jej wargami wysyczał - Nie masz pojęcia, kim jestem, rozumiesz? Nie masz prawa mnie osądzać!
- Puść mnie, to boli! - znów niekontrolowany jęk wydobył się z jej ust.
- Może teraz ze mną porozmawiasz? Przecież tak bardzo tego chciałaś!
- Malfoy, jesteś chory! Chciałam ci tylko pomóc, ale jak widać, nawet na to nie zasługujesz.
Chłopak wciągnął głośno powietrze i puścił dziewczynę. Nie rozumiał, co się z nim dzieje. Miał różne oblicza, których nie umiał opanować.
Przyszedł tu z zamiarem normalnej rozmowy, chciał się dowiedzieć, dlaczego ona nie chce odpuścić. A zakończyło się tak, jak zawsze. Przysporzył jej tylko bólu i cierpienia, którego w głębi duszy nie chciał. I jak zawsze nie umiał jej przeprosić, wytłumaczyć.
Prędko obrócił się plecami do niej i ruszył w kierunku lochów.
Hermiona chciała coś powiedzieć, jednak słowa te utknęły jej w gardle. Jedyne, co pozostało, to spoglądanie na sylwetkę wroga, który z każdą sekundą coraz bardziej się oddalał.
_____________________________________________
Witam was z nowym rozdziałem!
Przepraszam za drobne opóźnienia, jednak moje beta okazała się leniwą cholerą(i tak ją kocham)która przetrzymywała rozdział przez ponad tydzień.
Po prostu zamknęła go w szafie i nie chciała wypuścić!
Następne rozdziały powinny ukazać się szybko, gdyż zachorowałam i zapewne całe dnie będę pisać lub spać.
Jest tak piękna pogoda i żałuję, że nie mogę z niej skorzystać.
Za nowy szablon dziękuję oczywiście załodze Land of grafic.
Z niecierpliwością czekam na wene i publikację nowych rozdziałów, gdyż przygotowałam w nich trochę niespodzianek!
Pozdrawiam i zapraszam do czytania:)
Po pierwsze: cudny szablon! <3
OdpowiedzUsuńPo drugie: Rozdział bardzo mi się podoba. Chociaż nieobliczalny Malfoy jest trochę przerażający ;) mam nadzieję, że kiedyś będą w stanie normalnie porozmawiać.
Oczywiście czekam na dalszy ciąg i życzę weny!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na nowości:
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/
i historię o Hermionie http://music-and-love-mission.blogspot.com/
Jaki cudowny szablon, naprawdę piękny. Rozdział ciekawie napisany, choć na początku zrobiłaś z Hermiony prawie wampira, który nie lubi światła. Trochę mnie to odepchnęło. Niby wiem czemu tak zrobiłaś, ale. ;) Chyba się czepiam ;P
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
precious-fondness.blogspot.com
Wow :o Działo się!
OdpowiedzUsuńGenialnie mi się czytało tą notkę -aż żal, że była taka krótka :'c
Ta rozmowa Draco i Hermiony... Szczerze? Trochę się go przestraszyłam - zły Malfoy to niebezpieczny Malfoy... Wiedziałam jednak, że niczego poważnego Hermionie - w końcu to nie "Ostatni Bastion" (na szczęście). Jednak wtedy zobaczyłam (tak, zobaczyłam, bo sytuacja była świetnie opisana, jakbym widziała film, a nie czytała), że Draco wręcz błaga ją o pomoc. Może nie w dosłowny sposób, ale zachowaniem. Nie oszukujmy się - gdyby nie Hermiona, byłoby z nim gorzej. I to dla mnie jest piękne :)
Nie wiem dlaczego, ale bardzo rozbawiła mnie uwaga Snape'a na komentarz Rona... Ale w prostocie tkwi siła :)
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ❤
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny,
Feltson