Rozdział piętnasty- Niepokój


Co sprawia, że człowiek zaczyna nienawidzić sam siebie?

Może tchórzostwo.

Albo nieodłączny strach przed popełnianiem błędów, przed robieniem nie tego, czego inni oczekują.





- Urwiste blanki Alnwick, rozłupane niczym gigantycznym toporem, a także ponure, ohydne szczątki samej fortecy, uchodzą za najbardziej zaniedbane ruiny na terenie hrabstwa Northumberland. Tak w każdym razie podaje miejscowy informator turystyczny - głos profesor Charity Burbage rozniósł się po klasie i w okamgnieniu uleciał.

Mało kto wsłuchiwał się w wykłady, które za zadanie miały przybliżyć czarodziejom mugolską stronę życia.

W owej sali na pierwszym piętrze, nigdy nie zagościł żaden ślizgon. Uważali oni bowiem, że nie warte jest zapoznawanie się z życiem poza magicznych istot. Był to temat tak dla nich odległy, iż nawet nie wart poznania. Czarodzieje pokroju Vincenta Crabbe'a czy też jego kompana Gregory'ego Goyle'a kompletnie wykluczali mugoli oraz wszystkie rzeczy, jakie się z nimi wiązały - w tym mugoloznawstwo.
- Cóż, może to nazbyt górnolotne, przewodniki zazwyczaj wpadają w przesadę, ale przeciętny czytelnik zrozumiałby, w czym rzecz, i nie wywijał koziołków z radości na wieść, że tuż pod jego nosem znajduje się opuszczona, pozbawiona bezpieczeństwa forteca. Dzięki temu też, mugole są zabezpieczeni i nawet nie myślą, by zlekceważyć rozsądek i udać się w areał Hogwartu. Jednakże, nawet, jeśli to uczynią spotka ich niepowodzenie. Tak, panno Granger? - nauczycielka przerwała przemowę, gdy ręka jednej z jej najlepszych uczennic wyskoczyła ku górze.
Hermiona była jedną z naprawdę nielicznej grupy osób, które interesowały się przedmiotem profesor Charity. Wiele osób namawiało dziewczynę na zrezygnowanie z owych lekcji - przecież sama była czarodziejką pochodzenia mugolskiego, po co więc, uczyła się o swoich własnych zwyczajach? Można było powiedzieć, że Hermiona uwielbiała wchłaniać wszelką wiedzę - tą bliższą i tą dalszą jej samej.
- Więc mugole wiedzą o istnieniu Hogwartu, jednak nie mogą go ujrzeć? - jej głos był pełen ciekawości.
Hermiona nie chciałaby nawet pomyśleć, jakby to było, gdyby sama nie mogła dostrzec tego cudownego miejsca. Tak, Hogwart był niesamowitym, magicznym miejscem. To właśnie w murach tego zamku odnalazła siebie, nauczyła się podejmować decyzje, które w przyszłości zmienią jej życie. Jedną z tych decyzji, była pomoc Draconowi.
- Wiedzą, że w miejscu, gdzie znajduję się Hogwart są ruiny prastarej architektury. Jednak celowo mugolskie ministerstwo Wysp Brytyjskich zakazuje wstępu w rejony Alnwick. Ludzie, którzy nie trzymają się tych zaleceń są później bardzo rozczarowani - pokręciła z irytacją głową i wróciła do przemowy na temat połączenia mugolskiego i magicznego ministerstwa.


***

Narcyza szybko uzyskała połączenie z magiczną siecią Fiuu.
Podczas, gdy wszyscy uczniowie Hogwardzkiej szkoły znajdowali się na zajęciach, Draco siedział zniecierpliwiony przed kominkiem w pokoju wspólnym Slytherinu i zamglonym wzrokiem wpatrywał się w jego przygasające płomienie.  Jego matka chciała się z nim niezwłocznie skontaktować, więc wysyłała do niego sowę o trzeciej nad ranem z wiadomością, by podczas zajęć czekał na nią w wyznaczonym miejscu.
Ręce mu się pociły, gdyż nie wiedział, w jakiej sprawie matka chciała z nim porozmawiać. Wszystkie myśli, które plątały się w jego głowie były ta makabryczne, że zamgliły jego umysł na racjonalne myślenie.
Zegar wybił pełną godzinę, a tuż po tym w kominku zaczął materializować się zamglony obraz. Draco błyskawicznie podniósł się z kanapy i upadł na kolana przed paleniskiem, wyostrzając wzrok i doszukując się w obłokach dymu twarzy swojej rodzicielki. Gdy już ją ujrzał przymknął powieki, zduszając w sobie chęć mordu.
Twarz Narcyzy była opuchnięta i zaczerwieniona. Jej szlachetne rysy wyostrzyły się, a kolor oczu pogłębił swą intensywność. Na lewym policzku dostrzec można było liczne rany zadane tępym narzędziem.
- Nie wyglądasz dobrze, Draco - pierwsza odezwała się Narcyza, która w trakcie tych kilku sekund ciszy, także przyjrzała się swojemu synowi.
Poza tym, że u Dracona nie było żadnych głębokich, czy też mniejszych ran i zadrapań, jego oczy były przygaszone, a wzrok niepewny.  Usta miał sine, a cerę pobladłą bardziej, niż kiedykolwiek.
- Kto ci to zrobił? - warknął. Było pewnie, że nie chciał zostawić tej sprawy w spokoju.
- Nie pytaj o takie rzeczy. Wiesz, że nie mogę...
-  Ja tego tak nie zostawię - jego głos nadal był zaborczy. Zdawał sobie jednak sprawę, jakie niekorzyści mogą wypłynąć z tak jawnej wymiany zdań i poglądów. - Jak ci się żyje w Malfoy Manor? - Postanowił szybko zmienić temat, by nie wprawiać Narcyzy w jeszcze większe zakłopotanie.
- Nie jest dobrze. Ale daję sobie radę - dopowiedziała, gdy zobaczyła, jak oczy jej syna ciemnieją ze złości.
- Czy coś się stało, że tak szybko chciałaś się skontaktować? - mruknął spokojnie, chcąc w ten sposób dodać jej otuchy.
Jego wzrok ciągle upadał na zimną, drewnianą posadzkę. Ból, jaki widział w jej oczach, nie pozwalał na spokojną rozmowę. Starała się to ukryć, nie pokazywać mu cierpienia, jednak on znał ją na tyle dobrze, by dostrzec w jej twarzy, każdą najdrobniejszą zmianę.
Wiedział, że Narcyza jest silną, niezależną kobietą. Zdawał sobie sprawę, że poradzi sobie ona w każdej możliwej sytuacji. Czułby się jednak pewniej, gdyby mógł być nadal blisko niej.
- On się niecierpliwi. Czy zdołałeś już naprawić nasz problem? - Próbowała mówić w sposób, który nie zdradzałby prawdziwych zamiarów.
- Przecież mam czas - głos mu drżał na myśl, że czarodzieje, którzy nadal znajdowali się pod wpływem Voldemorta znęcają się nad jego matką.
Przez jego opóźnienia.
- On wie, że nie idzie ci zlecone przez niego zadane. Wie, że niczego jeszcze nie zdziałałeś. Zdajesz sobie sprawę, że nie warto z nim pogrywać.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Obiecuję ci.
Narcyza spoglądała na syna i widziała w nim nadzieję. Musiał tylko zamknąć umysł. Nie pozwolić, by ten, którego się bał, bezceremonialnie wkraczał w otchłań jego myśli. Mimo wszystkich skrajności losu, on nie poddał się, walczył - i to czyniło go niezwyciężonym.
- Nie kontaktuj się ze mną. On myśli, że nie chcemy dopuścić do tego wszystkiego. Będzie mnie śledził - każde pojedyncze zdanie mówiła na pełnym wdechu, szybko i bez zająknięcia. Draco wiedział, że czas im się kończy. Położył dłoń na kolanie i zacisnął ją mocno, chcąc tym samym uspokoić swoje nerwy.
- Przecież nie chcemy. Chcę już być wolny, mamo - jęknął i spojrzał głęboko w oczy Narcyzy. Jej obraz zaczął się rozmywać, więc przybliżył się jeszcze bardziej, by usłyszeć jej ostatnie słowa.
- Oklumencja, Draco - wyszeptała.
Później dało się usłyszeć dźwięk otwieranych drzwi i cichy głos, który na pewno nie należał do żadnego z ich sprzymierzeńców - "z kim rozmawiałaś?".
Rozległ się brzęk tłuczonego szkła, zmieszany z hukiem wystrzału zaklęcia i krzykiem bólu Narcyzy Malfoy...
Obraz znikł, a wtedy Draco przełknął głośno ślinę i przymknął oczy.
Już nie jest bezpiecznie - pomyślał, a z jego oczu spłynęła pojedyncza łza.

***

- Blaise, nie pojawię się na meczu. Zastąpisz mnie.
Draco chwycił w swoje długie palce ozdabianą klamkę i przymknął drzwi.  Skierował się twarzą do przyjaciela obserwując jego reakcje.
Rozgrywki miały się zacząć za półtorej godziny. W trakcie pierwszych trzydziestu minut, Blaise powinien opanować całą teorię. Przynajmniej w głowie Dracona wydawał się to świetny plan.
Nie mógł zagrać w meczu. Nie mógł tracić cennych chwil, które mógłby ocalić jego matkę. Voldemort jeszcze jej nie skrzywdzi, jeszcze nie teraz, nie może - zdawał się wpajać sobie te myśli do głowy, by ograniczyć strach.
- Oszalałeś? - oburzył się ślizgon i przetarł dłonią czoło, masując przy tym skronie w geście załamania.- Dlaczego ty nie możesz się zjawić? Wiesz...Jestem umówiony - dodał już mniej entuzjastycznie i przyjrzał się z bliska przyjacielowi.
Lewe oko Dracona było przymrużone do tego stopnia, iż nie dało się zauważyć jego tęczówki. Blaise'owi rzuciło się jednak coś innego. Wokół oczu dostrzec można było sińce i zaczerwienienia.
- Teodor nie przyjdzie - wyznał i przyłożył palce do przymkniętej powieki.
- Co ci się stało?- Blaise zauważył dyskomfort, z jakim zmagał się Draco, więc podszedł do niego i chwytając go za podbródek, przekazał prośbę o zbadanie zakażenia.
Kciuk czarnoskórego przejechał po kości policzkowej Dracona i zatrzymał się tuż pod zewnętrzną stroną oka. Gdy to zrobił, chłopak syknął z bólu i odsunął się kawałek od Blaise, strącając przy tym jego dłoń.
- Otwórz powiekę - nakazał.
Draco nie chętnie uniósł ją, by po chwili znów przymknąć i jeszcze raz wydobyć syk niezadowolenia.
- Przestań, to mnie boli - mruknął i zażenowany, próbował ukryć twarz przed spojrzeniem przyjaciela.
- Właśnie dlatego nie możesz grać?
Natarczywe spojrzenie Blaise’a nie pozwalało mu skłamać. Wejrzenie w głąb jego zmartwionych, ciemno brązowych oczu, było tak przeszywające, iż dostawało się w najskrytsze zakamarki ludzkiego umysłu.
- Będzie to jedną z przyczyn mojej nieobecności -mruknął wolno z raczej wymuszonym uśmieszkiem, jakby w gruncie rzeczy nie uważał tego za zabawne.
Tak w istocie było.  Jego gesty były często źle odczytywane, co w rezultacie kończyło się plakietką niezrównoważonego emocjonalnie. Nikt nie potrafił wyczytać, co błąka się w jego głowie, a postawa, z jaką się odnosił potęgowała ten skutek.
- Draco... - zażenowany Blaise spojrzał na niego spod byka, po czym pokręcił z politowaniem głową. - Powiedz mi tylko, co mam zrobić, i idź z tym okiem do pielęgniarki, wygląda nieciekawie.
- Dziękuję ci Blaise. Ratujesz mi skórę.
- Przyznaj się, że nawet gdybym się nie zgodził, ty i tak, nie zamierzałbyś przyjść na te rozgrywki - uśmiechnął się do niego szeroko, pokazując przy tym nieme wsparcie dla przyjaciela.
- Pokonajcie Gryfonów - kącik jego ust także uniósł się ku górze. Może ledwo zauważalnie, ale jednak, to dało nadzieję Blaise'owi.
Draco obrócił się na pięcie z zamiarem wyjścia z komnaty, jednak niespokojny głos za jego plecami, nakazał mu, by się zatrzymał.
- A co ja mam teraz robić?
- Weź mój strój od Quidditcha, powinien pasować.  Montague będzie już na ciebie czekał. Pośpiesz się, mecz zaczyna się za jakąś godzinę.


***

Powoli, małpim sposobem używając rąk, by posunąć się do przodu, Draco zbliżył się do kręgu.
Jeśli to go nie zatrzyma, pomyślał, to pryśnie przez najbliższe drzwi i zaszyje się w swoim dormitorium, tak szybko, by nikt nie mógł zarzucić mu tchórzostwa.
Przesuwał się niespiesznie, dłońmi opierając się o każdy regał, znajdujący się w zasięgu jego wzroku. Jego ostatnie odwiedziny w tej komnacie, miały miejsce dość dawno, dlatego też, używając zwierzęcego instynktu, który z całą pewnością nie miał nic związanego z jego, jeśli można tak powiedzieć "upodobaniami", ruszał przez ciemność do przodu.
Zimne powietrze oraz ciemność coraz bardziej zaczęły pochłaniać go całego, uświadamiając mu, że jest coraz bliżej celu.
Zatrzymał się i wrogim spojrzeniem zmierzył czarną przestrzeń. I mimo, iż nie widział, czy znalazł się we właściwym miejscu, to zła magia, jaką wyczuwał nie mogła mu się pomylić z czymkolwiek innym.
Na oślep wymacał swą różdżkę, skierował ją w ciemną otchłań i mruknął:
- Lumos.
Pomieszczenie oświetliła niebieska poświata, i wtem Draco dostrzegł magiczną szafkę, znajdującą się kilka metrów przed nim.
Dopiero teraz mógł przyjrzeć się pomieszczeniu jeszcze raz- nie zrobił tego, gdy wchodził do komnaty, gdyż nie chciał, by niespodziewane światło zwabiło w jego kierunku nieproszonych gości. Teraz mógł w spokoju zapalić różdżkę, szafka zniknięć znajdowała się przecież w głębi tej wielkiej skarbnicy.
Wyczerpany zaczął zastanawiać się, czy wszystko to jest realne, czy może tylko to sobie wyobraża lub śni. Jeśli jednak szafka nie działa, to skąd wiedział, iż połączenie Hogwartu z sklepem Borgina i Bruksa, może być rzeczywiście urealnione i skąd w jego dłoni znalazło się nadgryzione jabłko, które chwilę temu wyciągnął z wnętrza szafki?
Jeszcze raz spojrzał na mroczną, odrażającą wnękę, która miała zostać jego biletem w jedną stronę i przełknął głośno ślinę.
Odrzucił owoc, który z głuchym łomotem odbił się od paneli i przeturlał pod najbliższy stolik, po czym ostatni raz spojrzał na ciemne, drewniane wrota i zamknął je z przyśpieszonym oddechem. Obrócił się, zgasił różdżkę i udał się w stronę wyjścia z komnaty.


***

Przemierzał korytarze wolno, by uspokoić swój zlękniony umysł. Mimo, iż z jednej strony cieszył się, że szafka została, choć w minimalnym stopniu doprowadzona do działania, lękał się, czy Voldemort, aby na pewno będzie z niego zadowolony. A jeśli nie, jaka kara może go za to spotkać?
Na korytarzu robiło się coraz głośniej, zza zakrętu usłyszał gwar rozmów, śmiechy i nieopisane dla niego szmery jakiegoś ruchu. Szybko schował się w jednej z licznych wnęk zamku i wyjrzał za kolumny, by móc zaobserwować całe zdarzenie.
Tak, jego ciekawość nigdy nie rezygnowała z odrobiny nowych informacji.
Był przekonany, że wszystkie duchy wiedziały o jego obecności w pokoju życzeń, więc gdy tylko je dostrzegł, znów ukrył się za ścianą.
Nie miał pewności, iż jest niezauważalny, a nawet, jeśli by tak nie było, żaden z nich nie chciał przerwać swego rytuału, aby go przywitać. Nie czuł się tym urażony.  Tańce duchów były tak skomplikowane, że gdyby któryś z nich zboczył z wyznaczonej drogi, mógłby spowodować niemałe zamieszanie.
Z ich ruchem łączyła się zagadkowa nieruchomość - niektóre stale poruszały się na granicy zderzenia, jednak w ostatniej chwili, ledwo unikając katastrofy, szybko odskakiwały: inne zaś poruszały się całymi gromadami, zataczając jedna wokół drugiej wyraźne kręgi i jednocześnie posuwając się po obrębie ogromnego niewidocznego koła na środku korytarza.
Chcąc przestać wpatrywać się w to dziwne zjawisko, z przeczuciem, że wszystkie duchy świętowały zwycięstwo jednego z dwóch znienawidzonych domów, obrócił się on w głąb wnęki. Wtedy obraz go zafascynował. Otóż w jednej z najwyższych ram, dwa razy pochwycił wzrokiem obraz o dużym ładunku erotycznym. Naga nimfa, której ciało ukryte pod obłokami dymu, zaprzeczało wszelkim regułom anatomii, płynęła na poduszce z chmur, ukazując się w pełni swego seksualnego powabu. Kiedy tylko Afrodyta spostrzegła na sobie wzrok, zniknęła, pozostawiając mu w pamięci niczym zaproszenie obraz swych nagich warg i piersi. Jej poza nie miała nic nagannego, dopiero czyn mógłby sprowadzić hańbę. Była uwodząca w swej prostocie i naturalności.
Draco przymknął oczy chcąc wyrzucić z głowy obraz greckiej bogini. Chwilę mu to zajęło, ale gdy już to zrobił, nic nie pamiętał. Po cichu, by nie zwrócić na siebie uwagi duchów, wycofał się i skierował w stronę lochów.
Będąc już przy końcu korytarza usłyszał zadławiony szloch i nie myśląc logicznie udał się za tym dźwiękiem. Wyostrzył wzrok i natychmiastowo pożałował swojej decyzji.
Na schodach, oświetlona jedynie blaskiem księżyca wydobywającego się z okna siedziała skulona, zapłakana gryfonka. Niech to, Granger - pomyślał, a jego nogi same skierowały go w odpowiednim kierunku.


----------------------------------------------------------------------------------

 Witam was pod koniec tego pięknego dnia! Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do mnie wykorzystaliście go w stu procentach. Muszę przyznać, że ten rozdział naprawdę mnie zaskoczył. Zaczynam dostrzegać postęp, jaki robię z każdą kolejną częścią tej historii. Chcę wam też przekazać, że w mojej głowie zrodził się pomysł na kolejną historię Dramione. Na razie dużo wam zdradzić nie mogę, ale ja już jestem podekscytowana! Zapraszam do lektury.


Komentarze

  1. Wreszcie jestem i komentuję. Przepraszam, że dopiero teraz ale miałam wiele na głowie -.-
    Rozdział ciekawy i momentami zaskakujący. Szczególnie ujęła mnie rozmowa Draco z Narcyzą. Szkoda mi tej kobiety. Mam nadzieję, że Draco wymyśli coś, żeby jej pomóc.
    Hermiona i jej plan pomocy Malfoyowi. Cóż to może być ciekawe :)
    Oczywiście czekam na ciąg dalszy i życzę weny
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku chciałam przeprosić, że tak późno... Mam nadzieję, że nie jesteś zła :)
    Ten rozdział szczególnie pod jednym względem bardzo mi się podoba - przypomniałam sobie, że Draco jest śmierciożercą... I znowu powróciła ta nutka niebezpieczeństwa z pierwszych rozdziałów. I to mi się podoba, ten klimat ma w sobie to "coś" co przyciąga...
    W ogóle zauważyłam, że masz dar do pisania o trudnych rzeczach... I, nie powiem, świetnie to się czyta. :)
    Wiem dlaczego Hermiona płacze, ale to tylko dlatego, że to opowiadanie jest kanoniczne... I jeśli mam być szczera, to podoba mi się zmiana Harry'ego na Draco, bo z pewnością wyniknie z tego coś ciekawego :D
    A ten kawałek z Afrodytą... xD Draco to typowy facet.
    Czekam na kolejny rozdział ❤
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Feltson

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz