Rozdział szesnasty- Bariery
Przez cały wieczór miał cichą nadzieję, że dziś jej nie spotka. Nie chciał się poddać uczuciu. Świadomość, że jest osoba, która bezinteresownie chcę zająć się jego problemem, była istną abstrakcją. Domem w chmurach, nieosiągalnym dla jego bystrych oczu. Może ten obraz działał jak spirytystyczny papierek lakmusowy, jednak Draco był za bardzo zaabsorbowany jej zachowaniem, by zwracać uwagę na otaczające go szczegóły.
Nigdy nie był ogradzany ludźmi, którzy pragnęli jego bliskości. Chcieli go poznać od podstaw, zobaczyć w zimnym spojrzeniu blask młodzieńczości.
Ludzie, którzy otaczali go przez większość życia, nigdy nie chcieli zobaczyć w nim prawdziwego człowieka.
Była tutaj, na tym korytarzu. Wiedział, że tu była. Wiatr, który wzdychał za okna, belki sufitu i kamienne ściany przesycone były jej zapachem, obecnością. Żadne nadprzyrodzone siły, egzorcyzmy nie mogły jej stąd wypędzić, ponieważ stała się częścią zamku i w jakiś przedziwny sposób stała się również częścią jego - Dracona. Instynktownie wiedział, że choćby wyjechał jak najdalej skąd, nawet do St. Louis albo wrócił z powrotem do Malfoy Manor - choć tego z całą pewnością nie chciał - ona ciągle będzie z nim. Będzie do niego szeptać, że go nienawidzi i namawiać go do zmiany decyzji, choć w głębi duszy będzie także błagać, by ten w końcu jej wysłuchał. Będzie wciągać go coraz bardziej w ten widmowy świat magicznego czyśćca, aż w końcu ten jej ulegnie.
Draco zaczął rozmyślać, jakie to dziwne, że ludzie rzadko zapatrują się optymistycznie na przyszłość i na nieuchronny bieg historii, a zamiast tego pokładają całą wiarę w drugim człowieku, równie zagubionym i niepewnym. Gdy uświadomił sobie, że sam jest przykładem takiego zachowania, skarcił siebie i pokręcił z politowaniem głową.
Dopiero wtedy spojrzał przypadkowo w stronę dziewczyny, która nadal skulona, trzęsła się z zimna - Hogwardzkie korytarze o tej porze nie były zbyt przyjemne, a poczucie to potęgowało brak okrycia na jej wątłych ramionach. Odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę, a wtedy jej brązowe, zalane łzami oczy uniosły się ku górze.
Spojrzała na niego przez jedną, krótką chwilę. Miała opuchnięte, zaczerwienione powieki. Jej tusz do rzęs spływał przez policzki i rozmazywał się całkowicie na wysokości żuchwy. Usta nabrzmiałe od przygryzania wargi, znieruchomiały lekko uchylone. Oczy wydawały się przygnębione obecnością ślizgona. Jej twarz blada z przerażenia opadła w dół, a wtem cały jej obraz zniknął za kurtyną brązowych fal.
Na tę jedną chwilę spuścił z siebie bariery.
Gdy coraz intensywniej się jej przyglądał, obraz zaczął tracić na ostrości - rozmazywał się i zmieniał. Kasztanowa burza loków, zamieniała się na idealnie wyprofilowane, blond włosy, które z każdym ruchem poruszały się, smagane przez przepływ wiatru. Oczy zmieniały swą barwę- z ciepło brązowej na błękitną. Usta wykrzywiały się i kurczyły, tworząc zaciśniętą, prostą linie.
Dziewczyna zagubiona, była, aż namacalnie podobna do jego matki. Nie mógł przed sobą ukryć dziwnego uczucia ciepła, które pojawiało się wraz jej obecnością.
Cicho przesunął się do przodu, nie chcąc jej spłoszyć. Jego kroki były niesłyszalne i lekkie niczym piórko. Poczuł się, jakby nagle stado demonów obleciało ich z każdych stron, zatrzymując w tej niezwykłej chwili.
Uklęknął przed jej nogami, a gdy nadal nie wykazała żadnego ruchu, przyłożył jej dłoń do kolan. Wzdrygnęła się, ale jej usta nadal- niczym zakneblowane- pozostawały zamknięte.
- Powiedź coś - szepnął wyprutym z emocji głosem.
Tymczasem głos w jej głowie nakazał zaprzestanie milczenia. Potrzebowała czyjegoś ciepła. Ból, który w obecnym czasie rozchodził się po jej ciele, choć nienamacalny, wyczuwany był bardzo dobrze przez otchłań jej podświadomości.
- Draco? - zaszlochała - co ty tu robisz?
- Siedzę. Czy zechcesz mi powiedzieć, co się stało?
Wszystkie anioły zaczęły podskakiwać w ekstazie. Błogim poczuciu zwycięstwa.
Hermiona raptownie przekrzywiła głowę, marszcząc brwi.
Kącik ust Dracona lekko drgnął, pozostawiając na skórze chwilowe zmarszczki. Przewidział jej reakcję. Ich role właśnie się odwróciły.
- Już wiele bliższa jest nam ta chwila sprzed ośmiu tysięcy lat... - zaczął inaczej, uprzejmym, lecz wciąż przymglonym spojrzeniem wpatrując się w cienie rzucane przez zamek. - Ta doniosła chwila w epoce kamienia.
Markotnie skinęła głową, dokładnie odczytując sens jego słów.
- Węzeł już opadł? - zapytała, przypominając sobie jego słowa sprzed kilkunastu dni. Gdy ten spojrzał na nią niezrozumiale, wyszeptała: Dziś, jakkolwiek byłoby ciężko...
- Muszę rozciąć ten węzeł gordyjski - dokończył za nią i pokręcił z politowaniem głową. - To chwilowe odblokowanie barier.
Hermiona nic nie powiedziała, obróciła głowę przyglądając się ciemności pochłaniającej wszystko za oknem.
Bezgwiezdna noc z jednym, prawie niewidocznym elementem na niebie, oświetlającym drogę zagubionym.
Księżyc odbijał się w posadzce, przecinając ją we wszystkie strony srebrzystą poświatą, nadając w ten sposób całemu pomieszczeniu nieziemskiej zwiewności. I mimo zimna, ogarniającego wszystko wokół, oni pozostali w miejscu, przyglądając się zahipnotyzowani.
- Jest pięknie - nadal szeptała, czując zażenowanie jego ciągłą obecnością.
- Wszystko, co piękne jest niebezpieczne, uwodzi i omamia - mruknął i spuścił wzrok.
- Boisz się tego uczucia? - mruknęła, a widząc jego obojętność kiwnęła głową, pokazując mu widok zza oknem.
Draco wzdrygał się, przypominając sobie uczucie rozrywające jego ciało i umysł. Wyraziście poczuł odór krwi i lepką maź spływającą z ust. Usłyszał krzyk bólu, głośne warknięcie i cichy szelest miotającego się ciała.
Podniósł się z zimnej, kamiennej posadzki chcąc zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Zbliżył się do okna. Gorzki, wilgotny zapach ziemi i młodej kory uderzył go w nozdrza. Hogwardzkie błonia były ciemne i nieprzeniknione. Z czarnej masy drzew wychylały się ciężkie stożki świerków, czasem siatka gałązek lub czarne sylwety gałęzi jakby boleśnie poskręcane - jak konwulsyjne powykręcane ręce. Coś bezszelestnie spłynęło w dół, coś równie bezgłośnie uniosło się w górę i zniknęło w mroku- Zakazany Las budził się do życia.
Oparł czoło o szybę, pozwalając, by jego twarz przybrała wyrazu bolesnego zmęczenia.
- Boję się każdego dnia - mruknął z przymkniętymi oczami.
- Uwierz w końcu w swoje możliwości, one nie stanowią bariery.
Draco wciągnął głośniej powietrze odrywając się od rozmyśleń. Oderwał się od szklanej tafli i powolnym krokiem, zaczął zmierzać w stronę gryfonki. Ona również już wstała, więc gdy znalazł się wystarczająco blisko, nie musiał przyklękać przy jej boku podrażniając kolana i wykrzywiając kręgosłup.
- Oni nie chcą widzieć we mnie człowieka, chcą zrobić ze mnie potwora.
- Możesz ich pokonać - stwierdziła. - Możesz pokonać strach.
Głos Hermiony był pełen goryczy, ale nie oskarżał nikogo, nie posądzał Dracona o tchórzostwo, choć on opacznie mógł interpretować jej słowa.
- Likantropia nie wypaliła mi mózgu - mruknął trochę obrażony faktem, iż dziewczyna śmiała posądzać go o brak pomyślunku. - Zdajesz sobie sprawę, ile nocy nie przespałem, spoglądając w zachmurzone niebo nad rezydencją? Ile razy myślałam nad jego zgubną ideologią? Uwierz mi - szept Dracona nagle przybrał inne brzmienie. Nienawiść i ból zastąpiła obojętność. - Nigdy nie chciałabyś słyszeć jęków błagania o litość, krzyków cierpienia i głuchej ciszy, tuż po rzuceniu uśmiercającego zaklęcia. Nie wiesz jak to jest czuć przeszywający oddech śmierci, zimny powiew utraconych dusz, smagający każdy zakamarek twojego ciała. Myślisz, że nie chciałem odejść? - Przekrzywił głowę i spojrzał wprost w jej zamglone oczy. - Myślę o tym każdej nocy.
Hermiona wciąż nie wiedziała, co mu powiedzieć ani co o tym wszystkim myśleć. Zdawała sobie sprawę, że układy z śmierciożercami wiążą tylko w jedną stronę - nie ma od nich ucieczki. Jednak świadomość, że mimo starań i poświęceń jest się na straconej pozycji, była dla niej nie do przyjęcia. Czasem żałowała, że pozwoliła Draconowi na opuszczenie barier, pokazanie ludzkich uczuć.
W jej sercu ukazało się współczucie, z którym nie umiała zawalczyć. Karty się odsłoniły, a ona mogła w nich przebierać i zmieniać los pokerzysty. Bała się zagrać w tej rozgrywce. Zwycięstwo było wręcz niemożliwe.
- Ja chyba muszę już iść - mruknęła niepewnie, spoglądając w oczy ślizgona.
- Nie będę cię zatrzymywał.
- Do zobaczenia, Malfoy - odparła zdziwiona jego postawą. Mętlik w jej głowie był coraz większy, sztorm był bliski.
Chłopak już miał zamiar się obrócić i wrócić do pokoju wspólnego, gdy jedna, mała myśl powstrzymała jego zamiary.
- Dlaczego płakałaś? - spytał zaciekawiony.
- Lavender pocałowała Rona, po wygranym meczu - wymamrotała spuszczając wzrok. Gdy te myśli wyszły na zewnątrz, uświadomiła sobie, jak głupio postąpiła ukazując Ronowi jej prawdziwe odczucia. Nie był tego wart.
- Gratuluję wygranego meczu - rzekł z lekkim, prawie niewidocznym, może trochę kpiącym uśmiechem.
Zamrugała powiekami, a gdy je otworzyła Dracona już nie było. Cichy pomruk zawodu uleciał z jej ust, wtopił się w pustą przestrzeń i znikł.
Nigdy nie był ogradzany ludźmi, którzy pragnęli jego bliskości. Chcieli go poznać od podstaw, zobaczyć w zimnym spojrzeniu blask młodzieńczości.
Ludzie, którzy otaczali go przez większość życia, nigdy nie chcieli zobaczyć w nim prawdziwego człowieka.
Była tutaj, na tym korytarzu. Wiedział, że tu była. Wiatr, który wzdychał za okna, belki sufitu i kamienne ściany przesycone były jej zapachem, obecnością. Żadne nadprzyrodzone siły, egzorcyzmy nie mogły jej stąd wypędzić, ponieważ stała się częścią zamku i w jakiś przedziwny sposób stała się również częścią jego - Dracona. Instynktownie wiedział, że choćby wyjechał jak najdalej skąd, nawet do St. Louis albo wrócił z powrotem do Malfoy Manor - choć tego z całą pewnością nie chciał - ona ciągle będzie z nim. Będzie do niego szeptać, że go nienawidzi i namawiać go do zmiany decyzji, choć w głębi duszy będzie także błagać, by ten w końcu jej wysłuchał. Będzie wciągać go coraz bardziej w ten widmowy świat magicznego czyśćca, aż w końcu ten jej ulegnie.
Draco zaczął rozmyślać, jakie to dziwne, że ludzie rzadko zapatrują się optymistycznie na przyszłość i na nieuchronny bieg historii, a zamiast tego pokładają całą wiarę w drugim człowieku, równie zagubionym i niepewnym. Gdy uświadomił sobie, że sam jest przykładem takiego zachowania, skarcił siebie i pokręcił z politowaniem głową.
Dopiero wtedy spojrzał przypadkowo w stronę dziewczyny, która nadal skulona, trzęsła się z zimna - Hogwardzkie korytarze o tej porze nie były zbyt przyjemne, a poczucie to potęgowało brak okrycia na jej wątłych ramionach. Odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę, a wtedy jej brązowe, zalane łzami oczy uniosły się ku górze.
Spojrzała na niego przez jedną, krótką chwilę. Miała opuchnięte, zaczerwienione powieki. Jej tusz do rzęs spływał przez policzki i rozmazywał się całkowicie na wysokości żuchwy. Usta nabrzmiałe od przygryzania wargi, znieruchomiały lekko uchylone. Oczy wydawały się przygnębione obecnością ślizgona. Jej twarz blada z przerażenia opadła w dół, a wtem cały jej obraz zniknął za kurtyną brązowych fal.
Na tę jedną chwilę spuścił z siebie bariery.
Gdy coraz intensywniej się jej przyglądał, obraz zaczął tracić na ostrości - rozmazywał się i zmieniał. Kasztanowa burza loków, zamieniała się na idealnie wyprofilowane, blond włosy, które z każdym ruchem poruszały się, smagane przez przepływ wiatru. Oczy zmieniały swą barwę- z ciepło brązowej na błękitną. Usta wykrzywiały się i kurczyły, tworząc zaciśniętą, prostą linie.
Dziewczyna zagubiona, była, aż namacalnie podobna do jego matki. Nie mógł przed sobą ukryć dziwnego uczucia ciepła, które pojawiało się wraz jej obecnością.
Cicho przesunął się do przodu, nie chcąc jej spłoszyć. Jego kroki były niesłyszalne i lekkie niczym piórko. Poczuł się, jakby nagle stado demonów obleciało ich z każdych stron, zatrzymując w tej niezwykłej chwili.
Uklęknął przed jej nogami, a gdy nadal nie wykazała żadnego ruchu, przyłożył jej dłoń do kolan. Wzdrygnęła się, ale jej usta nadal- niczym zakneblowane- pozostawały zamknięte.
- Powiedź coś - szepnął wyprutym z emocji głosem.
Tymczasem głos w jej głowie nakazał zaprzestanie milczenia. Potrzebowała czyjegoś ciepła. Ból, który w obecnym czasie rozchodził się po jej ciele, choć nienamacalny, wyczuwany był bardzo dobrze przez otchłań jej podświadomości.
- Draco? - zaszlochała - co ty tu robisz?
- Siedzę. Czy zechcesz mi powiedzieć, co się stało?
Wszystkie anioły zaczęły podskakiwać w ekstazie. Błogim poczuciu zwycięstwa.
Hermiona raptownie przekrzywiła głowę, marszcząc brwi.
Kącik ust Dracona lekko drgnął, pozostawiając na skórze chwilowe zmarszczki. Przewidział jej reakcję. Ich role właśnie się odwróciły.
- Już wiele bliższa jest nam ta chwila sprzed ośmiu tysięcy lat... - zaczął inaczej, uprzejmym, lecz wciąż przymglonym spojrzeniem wpatrując się w cienie rzucane przez zamek. - Ta doniosła chwila w epoce kamienia.
Markotnie skinęła głową, dokładnie odczytując sens jego słów.
- Węzeł już opadł? - zapytała, przypominając sobie jego słowa sprzed kilkunastu dni. Gdy ten spojrzał na nią niezrozumiale, wyszeptała: Dziś, jakkolwiek byłoby ciężko...
- Muszę rozciąć ten węzeł gordyjski - dokończył za nią i pokręcił z politowaniem głową. - To chwilowe odblokowanie barier.
Hermiona nic nie powiedziała, obróciła głowę przyglądając się ciemności pochłaniającej wszystko za oknem.
Bezgwiezdna noc z jednym, prawie niewidocznym elementem na niebie, oświetlającym drogę zagubionym.
Księżyc odbijał się w posadzce, przecinając ją we wszystkie strony srebrzystą poświatą, nadając w ten sposób całemu pomieszczeniu nieziemskiej zwiewności. I mimo zimna, ogarniającego wszystko wokół, oni pozostali w miejscu, przyglądając się zahipnotyzowani.
- Jest pięknie - nadal szeptała, czując zażenowanie jego ciągłą obecnością.
- Wszystko, co piękne jest niebezpieczne, uwodzi i omamia - mruknął i spuścił wzrok.
- Boisz się tego uczucia? - mruknęła, a widząc jego obojętność kiwnęła głową, pokazując mu widok zza oknem.
Draco wzdrygał się, przypominając sobie uczucie rozrywające jego ciało i umysł. Wyraziście poczuł odór krwi i lepką maź spływającą z ust. Usłyszał krzyk bólu, głośne warknięcie i cichy szelest miotającego się ciała.
Podniósł się z zimnej, kamiennej posadzki chcąc zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Zbliżył się do okna. Gorzki, wilgotny zapach ziemi i młodej kory uderzył go w nozdrza. Hogwardzkie błonia były ciemne i nieprzeniknione. Z czarnej masy drzew wychylały się ciężkie stożki świerków, czasem siatka gałązek lub czarne sylwety gałęzi jakby boleśnie poskręcane - jak konwulsyjne powykręcane ręce. Coś bezszelestnie spłynęło w dół, coś równie bezgłośnie uniosło się w górę i zniknęło w mroku- Zakazany Las budził się do życia.
Oparł czoło o szybę, pozwalając, by jego twarz przybrała wyrazu bolesnego zmęczenia.
- Boję się każdego dnia - mruknął z przymkniętymi oczami.
- Uwierz w końcu w swoje możliwości, one nie stanowią bariery.
Draco wciągnął głośniej powietrze odrywając się od rozmyśleń. Oderwał się od szklanej tafli i powolnym krokiem, zaczął zmierzać w stronę gryfonki. Ona również już wstała, więc gdy znalazł się wystarczająco blisko, nie musiał przyklękać przy jej boku podrażniając kolana i wykrzywiając kręgosłup.
- Oni nie chcą widzieć we mnie człowieka, chcą zrobić ze mnie potwora.
- Możesz ich pokonać - stwierdziła. - Możesz pokonać strach.
Głos Hermiony był pełen goryczy, ale nie oskarżał nikogo, nie posądzał Dracona o tchórzostwo, choć on opacznie mógł interpretować jej słowa.
- Likantropia nie wypaliła mi mózgu - mruknął trochę obrażony faktem, iż dziewczyna śmiała posądzać go o brak pomyślunku. - Zdajesz sobie sprawę, ile nocy nie przespałem, spoglądając w zachmurzone niebo nad rezydencją? Ile razy myślałam nad jego zgubną ideologią? Uwierz mi - szept Dracona nagle przybrał inne brzmienie. Nienawiść i ból zastąpiła obojętność. - Nigdy nie chciałabyś słyszeć jęków błagania o litość, krzyków cierpienia i głuchej ciszy, tuż po rzuceniu uśmiercającego zaklęcia. Nie wiesz jak to jest czuć przeszywający oddech śmierci, zimny powiew utraconych dusz, smagający każdy zakamarek twojego ciała. Myślisz, że nie chciałem odejść? - Przekrzywił głowę i spojrzał wprost w jej zamglone oczy. - Myślę o tym każdej nocy.
Hermiona wciąż nie wiedziała, co mu powiedzieć ani co o tym wszystkim myśleć. Zdawała sobie sprawę, że układy z śmierciożercami wiążą tylko w jedną stronę - nie ma od nich ucieczki. Jednak świadomość, że mimo starań i poświęceń jest się na straconej pozycji, była dla niej nie do przyjęcia. Czasem żałowała, że pozwoliła Draconowi na opuszczenie barier, pokazanie ludzkich uczuć.
W jej sercu ukazało się współczucie, z którym nie umiała zawalczyć. Karty się odsłoniły, a ona mogła w nich przebierać i zmieniać los pokerzysty. Bała się zagrać w tej rozgrywce. Zwycięstwo było wręcz niemożliwe.
- Ja chyba muszę już iść - mruknęła niepewnie, spoglądając w oczy ślizgona.
- Nie będę cię zatrzymywał.
- Do zobaczenia, Malfoy - odparła zdziwiona jego postawą. Mętlik w jej głowie był coraz większy, sztorm był bliski.
Chłopak już miał zamiar się obrócić i wrócić do pokoju wspólnego, gdy jedna, mała myśl powstrzymała jego zamiary.
- Dlaczego płakałaś? - spytał zaciekawiony.
- Lavender pocałowała Rona, po wygranym meczu - wymamrotała spuszczając wzrok. Gdy te myśli wyszły na zewnątrz, uświadomiła sobie, jak głupio postąpiła ukazując Ronowi jej prawdziwe odczucia. Nie był tego wart.
- Gratuluję wygranego meczu - rzekł z lekkim, prawie niewidocznym, może trochę kpiącym uśmiechem.
Zamrugała powiekami, a gdy je otworzyła Dracona już nie było. Cichy pomruk zawodu uleciał z jej ust, wtopił się w pustą przestrzeń i znikł.
***
W przyciemnionej toalecie na pierwszym piętrze, w słabym, przygasającym blasku, wydobywającym się zza witraży okiennych, Draco Malfoy przesuwał promieniem niebieskawego światła, wydobywającego się z jego różdżki po ścianach pokrytych wijącą się, falistą, ciemnozieloną, czarno nakrapianą grzybnią.
Grzyby wyrosły od razu po ataku na Martę Warren trzynastego czerwca tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego roku. Od tamtego czasu dusze żywych rzadko spotykane były w tym miejscu. Zniszczone rury kanałowe, nadszarpnięte przewody dopływu wody, doprowadziły do natłoku wilgoci, która jeszcze bardziej sprzyjała prokreacji.
Draco jeszcze nigdy nie widział takich okazów i przyglądał im się z zaciekawieniem, ale również podejrzliwie. Budziły podejrzenia nie tylko z powodu niezwykłego wyglądu, ile dlatego, że ich wężowe kształty i niesamowite kolory wywoływały niepokój na poziomie zbyt głębokim do zdefiniowania, niemal równie głębokim jak pamięć gatunkowa, intuicyjne przeczucie, że stanął w obliczu czegoś nie tylko plugawego, nie tylko trującego, lecz także obcego, zepsutego i szerzącego zepsucie.
Za plecami Dracona ktoś powiedział coś niezrozumiałego, lecz kiedy chłopak się odwrócił, nie zobaczył nikogo przy drzwiach ani w głębi toaletowych kabin.
Cisza.
Potem głos z tyłu znów przemówił w obcym języku, cichym, złowieszczym szeptem, nie tyle groźnym, ile ponurym, jakby przekazywał straszne wiadomości. Draco znów się odwrócił, ale nadal był sam; przez tę krótką chwilę nikt nie zmaterializował się w toalecie.
Sam na sam z grzybem.
Draco pomyślał, że zaczyna powoli wariować od natłoku wydarzeń, jednak głos odezwał się po raz trzeci - potwierdzając tym samym, że nie jest wymysłem wyobraźni ślizgona, lub co gorsza utwierdzając Dracona w przekonaniu, iż zaczyna on naprawdę wariować. Ów dźwięk wypowiedział następne zdanie czy dwa w obym języku, bardzo blisko, po lewej stronie, gdzie ścianę całkowicie pokryła zielono-czarna narośl. Ten sam ciąg sylab natychmiast dobiegł ze ściany naprzeciwko, a kolejne powtórzenie zabrzmiało gdzieś w pobliżu na wpół zarośniętej toalety. Draco próbował namierzyć nieuchwytny głos promieniem światła ze swojej różdżki, lecz oświetlał on tylko kolejne kępki grzybów, które wystawały z pofałdowanej wężowej podstawy.
- Marta? - jęknął wystraszony.
Modlił się do Boga, by duch dziewczyny nagle wyleciał z pobliskiej kabiny i robiąc przy tym dużo hałasu - przewracając muszle klozetowe, rozbijając lustra - powiedział, że chciał tylko zakpić z męskości mężczyzny. Lecz jego wyobraźnia, choć uboga, nie była całkiem pozbawiona zasobów i teraz wypłacała mu się w walucie niepokoju.
Bezcielesny głos, szepczący, lecz głęboki, nagle przerodził się w chór głosów. Każdy mówił co innego, wszystkie mamrotały cicho i niezrozumiale, bardziej nagląco niż przedtem.
Serce Dracona zaczęło wybijać szalone tępo, obijając się coraz głośniej o bolące żebra. Stróżka potu wyznaczała nową trasę, wzdłuż policzka, zakręcając przy karku i zatapiając się w rozpalonej wnęce tuż przy obojczyku.
Miał wrażenie, że głosy nie mówią do niego, tylko konspirują między sobą, przygotowując jakąś akcję, obmyślając plan ataku.
Wcześniej odwrócił się od grzybów, kiedy myślał, że ktoś odezwał się za jego plecami, ale teraz wolał nie spuszczać ich z oczu. Z różdżką sztywno ułożoną w lewej dłoni, zaczął cofać się w stronę wyjścia, jak najdalej obcych głosów - wtem drzwi za nim zatrzasnęły się z hukiem.
Bardzo chciał uwierzyć, że to sen, halucynacje, że gdyby się obudził albo nad sobą zapanował, mógłby to wszystko zatrzymać, sprawić, że się rozpłynie jak każde niechciane wizje. Ale nigdy dotąd nie miał przesłyszeń ani koszmarów nawet w części tak wyrazistych. Narcyza powiedziała mu kiedyś, że jeśli człowiekowi przyśni się, że umiera, może naprawdę umrzeć, nigdy się nie obudzić - całkiem sensowna teoria , ale Draco z całą pewnością nie chciał tego sprawdzać.
W gasnącym świetle zobaczył, że wężowe grzyby zaczynają pulsować, nie wszystkie rzędy jednocześnie, tylko najpierw jeden, potem drugi, później trzeci. Przez sekwencje rur przechodziły fale przypominające ruchy przewodu pokarmowego, jakby węże połykały żywe myszy albo wnętrzności jakiegoś olbrzyma trawiły pokarm.
Wyobraźnia Dracona, dotąd leżąca odłogiem, rozkwitała coraz bujniej.
Wszystkie elementy zaczęły składać się w logiczną całość.
Węże, niezdenazyfikowany syk, szept pełen grozy i niepokoju. Wilgoć i mróz ogarniający całe pomieszczenie. Pociągła twarz Voldemorta, materializująca się z każdym niespokojnym wdechem i wydechem.
Śmierć i zwycięstwo jest coraz bliżej. --------------------------------------------------------------------------------------------- Rozdział pojawia się z lekkim opóźnieniem, za co bardzo przepraszam. Zbliża się koniec roku, za czym idzie poprawianie ocen- u mnie nie jest źle, jednak muszę się skupić, by pod koniec nie oberwać czymś, co mnie zgubi. Z rozdziału na rozdział jestem coraz bardziej zadowolona, z progresu jaki osiągnęłam podczas tych kilku miesięcy. Mam nadzieję, że podczas wakacji rozdziały będą pojawiać się częściej, może w końcu regularnie. Z tego miejsca chciałabym także podziękować : Selena Feltson, Arcanum Felis - dziewczyny jesteście świetne! Dziękuję za każdy wasz komentarz i zmarnowaną chwilę, by przeczytać moje nowe rozdziały. Na koniec prośba- Czytelniku, jeśli tu jesteś, zostaw po sobie ślad, chcę wiedzieć ile was jest, do jak licznej- bądź nie- grupy ludzi trafiam.
Okay jestem i dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: nie masz za co dziękować. Uwielbiam Twoją historię i czytam ją z wielką przyjemnością. Poza tym lubię komentować, ale Ty dobrze o tym wiesz :)
Po drugie: Rozdział bardzo fajny. Najbardziej podobały mi się przemyślenia Draco i opisy głosów i śmierci. To było coś! Podobała mi się także rozmowa Hermiony i Draco. Mam wrażenie, że coraz bardziej się przed nią otwiera... to dobrze, nawet bardzo dobrze :)
Tyle na dzisiaj ode mnie. Oczywiście życzę weny i wielu ciekawych pomysłów, a przede wszystkim czasu na pisanie
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Przepraszam, że do tej pory nie skomentowałam :c Zrobię to po powrocie z wyjazdu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Feltson
Jestem - późno, bo jeszcze trochę rzeczy mi wyskoczyło i tak wyszło... Przepraszam :)
UsuńI nie masz prawa mówić, że czytanie Twojego opowiadania to marnowanie czasu! :D Gdyby to była marnacja czasu, to by mnie tu nie było... Ale jestem tu i czekam na każdy rozdział ❤ I to Ty jesteś świetna, bo piszesz takie genialne opowiadanie ❤
A teraz przejdę do fabuły - bardzo mi się podobała scenka Draco + Hermiona ❤ Taka tajemnicza... Coś czuję, że to ich do siebie zbliży (tzn. Mam taką nadzieję!).
A druga część rozdziału to chyba sen Draco, bo to niemożliwe żeby działo się naprawdę (chyba, że nagle Draco stał się narkomanem, w co wątpię).
I parsknęłam śmiechem na zdanie "Sam na sam z grzybem", ale to wynika z tego, że mam bardzo oryginalną koleżanką o takiej ksywce... Ale udało Ci się mnie rozbawić :D
Czekam na kolejny rozdział ❤
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Twoje opisy są naprawdę świetne, jednak trochę się nie połapałam w dialogach Hermiony i Draco. To znak, że trzeba odświeżyć historię. Wydawały mi się takie wydumane, pseudopoetyckie, ale może to ja nie załapałam.
OdpowiedzUsuńI taka mała uwaga. Może to ja się mylę, ale nie powinno być w ,,Hogwarcie''?
Pozdrawiam
Twoja opowieść jest niesamowita. Dzisiaj ją odnalazłam w jednych ze spisów i jestem zachwycona. To w jaki sposób wszystko opisujesz, dawno nie spotkałam się z takim dobrym stylem w internetowym opowiadaniu. Chociaż po pierwszych rozdziałach myślałam, że historia będzie prowadzona jedynie z perspektywy Dracona to miło mnie zaskoczyłaś, że poznajemy też punkt widzenia Hermiony. Ostatnio namiętnie czytam Dramione; jednak tutaj znalazłam coś czego brakowało mi w innych opowiadaniach, mimo że odeszłaś od kanonu poprzez wilkołactwo Draco to nie naruszasz go w niewybaczalny sposób jak niektórzy autorzy i w to w twojej historii można się zatracić i w nią uwierzyć tak jak w dzieło Rowling. Po ostatnie i chyba najważniejsze oddajesz charakter postaci, charakter który nadała im Rowling. Nie jest to kolejne opowiadanie o bohaterach, którzy z oryginałami jedyne co mają wspólnego to imiona. W tych szesnastu rozdziałach znalazłam parę literówek, czy słów, które osobiście zamieniłabym na inne, ale to drobnostki. Przyjemnie i łatwo się czyta twoją opowieść i mam nadzieję, że szybko pojawi się następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;*
~M. Lovegood
PS
UsuńPrzepiękny szablon
~M. Lovegood